eGospodarka.pl
eGospodarka.pl poleca

PracaGrupypl.praca.dyskusje › Cos w rodzaju podsumowania
Ilość wypowiedzi w tym wątku: 47

  • 31. Data: 2002-11-27 09:56:12
    Temat: Re: Cos w rodzaju podsumowania
    Od: " leszek" <s...@N...gazeta.pl>

    Artur Lato <a...@p...onet.pl> napisał(a):

    > Mieli by taką szansę, gdyby pracodawcom chciało się
    > urządzać nieustający konkurs, w którym aktualnie zatrudnieni
    > musieliby konkurować ze wszystkimi chętnymi na ich stanowiska.
    > Ponieważ tak się nie dzieje, to każdy z nich, dopóki wyraźnie
    > nie podpadnie, może być zupełnie spokojny o swój etat, chociaż
    > na ulicy może czekać wielu bezrobotnych znacznie lepszych od niego.

    Oceniasz sytuację ze swojego punktu widzenia. Istotny jest natomiast punkt
    widzenia pracodawcy, bo to w końcu on zatrudnia i to są jego decyzje, kogo
    zatrudni, a kogo nie. Z twojego punktu widzenia pracownik X może byc gorszym
    pracownikiem, ale z punktu widzenia szefa tak byc nie musi, bo pan X: 1. jest
    zaufany i uczciwy, 2. lubią go klienci, 3. ma autorytet wsród pracowników, 4.
    w razie potrzeby można na niego liczyć, 5. ma dobry kontakt z szefem i dobrze
    go rozumie, dzięki czemu szef nie musi mu wszystkiego szczegółowo tłumaczyć i
    szef oszczędza dużo czasu na ważniejsze sprawy itp itd. Oprócz
    kwalifikacji "twardych", sa także kompetencje "miękkie", często trudne do
    wymierzenia.

    Jak zatrudniasz nowego człowieka, to ponosisz duże ryzyko, bo nie wiadomo na
    kogo trafisz. Ktoś może mieć teorytycznie wysokie kwalifikacje, a nie ma z
    niego żadnego pożyktu, bo nie znajdzie wspólniego języka z resztą zespołu i z
    szefem. Dla firmy to duża strata, gdyz ponosi koszt zatrudnienia nowej osoby,
    bez żadnych korzyści. Dlatego firmy wcale nie spieszą się z wymianą ludzi,
    nawet jeśli za progiem stoją osoby o teoretycznie wyższych kwalifikacjach.
    Często nawet potrzeba roku czasu, żeby przekonać się, czy decyzja o
    zatrudnieniu była słuszna.


    > Widać to często np. w banku lub na poczcie, gdzie zatrudnione
    > tam panie ruszają się jak muchy w smole, gorzej niż za PRL.

    Nie przesadzajmy. Nie jest aż tak źle. Zależy gdzie i w którym banku.



    --
    Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/


  • 32. Data: 2002-11-27 10:47:17
    Temat: Re: Cos w rodzaju podsumowania
    Od: n...@p...ninka.net (Nina M. Miller)

    " leszek" <s...@N...gazeta.pl> writes:

    > Artur Lato <a...@p...onet.pl> napisał(a):
    >
    > > Mieli by taką szansę, gdyby pracodawcom chciało się
    > > urządzać nieustający konkurs, w którym aktualnie zatrudnieni
    > > musieliby konkurować ze wszystkimi chętnymi na ich stanowiska.
    > > Ponieważ tak się nie dzieje, to każdy z nich, dopóki wyraźnie
    > > nie podpadnie, może być zupełnie spokojny o swój etat, chociaż
    > > na ulicy może czekać wielu bezrobotnych znacznie lepszych od niego.
    >
    > Oceniasz sytuację ze swojego punktu widzenia. Istotny jest natomiast punkt
    > widzenia pracodawcy, bo to w końcu on zatrudnia i to są jego decyzje, kogo
    > zatrudni, a kogo nie. Z twojego punktu widzenia pracownik X może byc gorszym
    > pracownikiem, ale z punktu widzenia szefa tak byc nie musi, bo pan X: 1. jest
    > zaufany i uczciwy, 2. lubią go klienci, 3. ma autorytet wsród pracowników, 4.
    [...]

    ja tu moge jako egzemplifikacje podac przyklad swojego kuzyna.
    jest wlascicielem dyskoteki, w dyskotece jest bar.

    przez pol roku szukal barmana/ki; przewinelo sie przez ten lokal chyba
    z pietnascie osob. zwykle po dwoch, trzech tygodniach ich zwalnial - z
    prostego powodu: kradli.

    a to manko w kasie bylo, a to stawiali piwo swoim znajomkom, a to
    butelka wodeczki gdzies zniknela, a to zostawili syf po pracy... i tak
    w kolko.

    w koncu po pol roku dal sobie spokoj i przekonal moja matke, zeby
    robila za barmanke.
    oboje byli zadowoleni: on ze wreszcie mu sie klopoty skonczyly i ze
    nikt nie kradnie, ona ze sobie mogla dorobic bez grozby bycia
    wycyckana.

    a za kasjerke w tej dyskotece najczesciej robi jego zona: z tych
    samych powodow. nie oszukuje i nie gina pieniazki z biletow czy same
    bilety ;)

    --
    Nina Mazur Miller
    n...@p...ninka.net
    http://pierdol.ninka.net/~ninka/


  • 33. Data: 2002-11-27 13:21:31
    Temat: Re: Cos w rodzaju podsumowania
    Od: "MerlinXP" <M...@p...onet.pl>



    > Teraz pracuję na własny rachunek i wszystkich którzy kiedyś
    > stali nade mną i patrzyli mi na ręce mam gdzieś. I wiecie co? To oni teraz
    > są na moich usługach, bo muszą się do mnie usmiechać z za szklanego
    pudełka
    > kasy o wymiarach 2x2.

    Coś mi tu nie pasuje:
    Piszesz, że miałaś odpowiedzialne stanowistko w tym banku i że po odejściu,
    ci którzy patrzyli Ci na ręcę (bylli twoimi przełożonymi) pracują w kasie.
    Czyli twoimi przełożónymi byli kasjerzy \ kasjerki (panienki z okienka) ? To
    coz to za odpowiedzialne stanowisko mialas ?

    M.



  • 34. Data: 2002-11-27 22:21:20
    Temat: Re: Cos w rodzaju podsumowania
    Od: flyer <f...@p...gazeta.pl>

    Nina M. Miller wrote:

    >
    > ja tu moge jako egzemplifikacje podac przyklad swojego kuzyna.
    > jest wlascicielem dyskoteki, w dyskotece jest bar.
    >
    > przez pol roku szukal barmana/ki; przewinelo sie przez ten lokal chyba
    > z pietnascie osob. zwykle po dwoch, trzech tygodniach ich zwalnial - z
    > prostego powodu: kradli.
    >
    > a to manko w kasie bylo, a to stawiali piwo swoim znajomkom, a to
    > butelka wodeczki gdzies zniknela, a to zostawili syf po pracy... i tak
    > w kolko.
    >
    > a za kasjerke w tej dyskotece najczesciej robi jego zona: z tych
    > samych powodow. nie oszukuje i nie gina pieniazki z biletow czy same
    > bilety ;)
    >

    A czy szanowny kuzyn zwykl dopingowac swoich pracownikow pociesznymi

    ekonomicznymi

    prawdami w stylu: "cieszcie sie, ze macie prace" ewentualnie "cieszcie sie,

    ze cokolwiek zarabiacie"?

    Nie jestem specem od systemow motywacyjnych ale wydaje mi sie, ze takie
    teksty duzo nie daja. Czlowiek zdajacy sobie sprawe ile zarabia na nim
    jego pryncypal, zmuszony okolicznosciami do pracy ponizej swoich wymagan
    finansowych staje sie tylko niewolnikiem, ktorego wrogiem jest Szef i
    Znienawidzona Praca.
    Widocznie brak wyksztalcenia ekonomicznego w znacznym stopniu uposledza
    przyswajanie sobie przez ludzi prostych praw ekonomicznych ;).

    Ten post przeczytalem rano i stojaca wieczorem na przystanku wymyslilem
    sobie eksperyment behawioralny - modyfikacje psa Pawlowa.

    Pies dostaje kopa pradem ale zanim sie to stanie, na jego oczach wchodzi

    do pomieszczenia osoba (zawsze ta sama), w widoczny sposob naciska przycisk,

    wyladowanie pradu, osoba wychodzi. Zastanawiam sie, czy po takiej
    tresurze pies bedzie grzecznie piszczal na widok tej osoby, czy bedzie
    gotow ja zagryzc (oczywiscie najpierw musi skojarzyc prad z osoba).
    Dopowiem, ze doswiadczenie ma rozwiazanie - psy glodzone i bite potrafia
    zaatakowac wlasciciela.

    Jaki to ma zwiazek z sytuacja kuzyna czy innego pracodawcy - pracownicy
    wcale nie kochaja ich za "wielkodusznosc" - sa swiadomi wykorzystywania
    i swoich wymagan. A postawa "prawdziwego bussinesmana" nie pomaga
    wykonywac im lepiej pracy - koncentruja sie na osobie dajacej negatywny
    bodziec a nie na przyczynie.

    Flyer



  • 35. Data: 2002-11-28 03:27:56
    Temat: cos o kradziezy.
    Od: n...@p...ninka.net (Nina M. Miller)

    flyer <f...@p...gazeta.pl> writes:

    [..]

    > Nie jestem specem od systemow motywacyjnych ale wydaje mi sie, ze takie
    > teksty duzo nie daja. Czlowiek zdajacy sobie sprawe ile zarabia na nim
    > jego pryncypal, zmuszony okolicznosciami do pracy ponizej swoich wymagan
    > finansowych staje sie tylko niewolnikiem, ktorego wrogiem jest Szef i
    > Znienawidzona Praca.

    zmuszony? przeciez nikt ich nie zmuszal, zeby sie tej pracy
    podejmowali.

    i ja w ogole tego nie rozumiem.

    moze jestem staromodna, ale uwazam, ze jesli ktos kradnie, to nie jest
    usprawiedliwiony tym, ze mu pracodawca za malo placi! tym bardziej, ze
    ci ludzie nie umierali z glodu!

    o czymze wiec ty piszesz, czlowieku????


    > Jaki to ma zwiazek z sytuacja kuzyna czy innego pracodawcy - pracownicy
    > wcale nie kochaja ich za "wielkodusznosc" - sa swiadomi wykorzystywania
    > i swoich wymagan. A postawa "prawdziwego bussinesmana" nie pomaga
    > wykonywac im lepiej pracy - koncentruja sie na osobie dajacej negatywny
    > bodziec a nie na przyczynie.

    nie no rece mi opadly. ludzie zatrudnieni kradna, a ty zwalasz wine na
    tego 'wrednego biznesmana' bo ich odpowiedno do pracy nie zachecal???

    czlowieku, kradziez to jest przestepstwo scigane kodeksem karnym, a
    pracodawca to nie est pracownik resocjalizacji, a jego interes to nie
    wiezienie czy poprawczak!

    ty sie wez zastanow troche nad tym co piszesz. ciekawe, czy jakbys
    mial swoja dzialanosc to tez bys patrzyl z poblazaniem na to, jak ci
    pracownicy sprzet z firmy wynosza, kradna i robia burdel.

    --
    Nina Mazur Miller
    n...@p...ninka.net
    http://pierdol.ninka.net/~ninka/


  • 36. Data: 2002-11-28 06:55:42
    Temat: Re: Cos w rodzaju podsumowania
    Od: "Artur Lato" <a...@p...onet.pl>


    Użytkownik TS <f...@o...pl> w wiadomości do grup dyskusyjnych
    napisał:as0qrf$8tm$...@n...onet.pl...[...]
    > Popełniasz zasadniczy błąd. Z punktu widzenia poziomu bezrobocia nie ma
    > absolutnie żadnego znaczenia, czy ten "zatrudniony" dostał się po
    > znajomości, czy nie. Jest tylko jedno miejsce pracy, więc tylko jedna
    osoba
    > przestanie być bezrobotnym.


    Nie popełniam błędu, bo w tym wypadku nie chodziło o szukanie
    sposobu na obniżenie poziomu bezrobocia, tylko o obalenie tezy,
    że bezrobotni dlatego są bezrobotnymi, że są "zwyczajnie gorsi".
    A z tego p. widzenia ma zasadnicze znaczenie fakt, czy aktualnie
    zatrudnieni zostali zatrudnieni dlatego, że byli lepsi, czy po znajomości.

    Pozdrawiam
    Artur





  • 37. Data: 2002-11-28 09:44:59
    Temat: Re: Cos w rodzaju podsumowania
    Od: " leszek" <s...@N...gazeta.pl>

    Artur Lato <a...@p...onet.pl> napisał(a):

    >
    > Użytkownik TS <f...@o...pl> w wiadomości do grup dyskusyjnych
    > napisał:as0qrf$8tm$...@n...onet.pl...[...]
    > > Popełniasz zasadniczy błąd. Z punktu widzenia poziomu bezrobocia nie ma
    > > absolutnie żadnego znaczenia, czy ten "zatrudniony" dostał się po
    > > znajomości, czy nie. Jest tylko jedno miejsce pracy, więc tylko jedna
    > osoba
    > > przestanie być bezrobotnym.
    >
    >
    > Nie popełniam błędu, bo w tym wypadku nie chodziło o szukanie
    > sposobu na obniżenie poziomu bezrobocia, tylko o obalenie tezy,
    > że bezrobotni dlatego są bezrobotnymi, że są "zwyczajnie gorsi".
    > A z tego p. widzenia ma zasadnicze znaczenie fakt, czy aktualnie
    > zatrudnieni zostali zatrudnieni dlatego, że byli lepsi, czy po znajomości.
    >

    Przecież tego nikt nie wie, bo co to znaczy "gorsi" - "lepsi". Pracodawca
    szuka pracownika i z potencjanych kandydatów wybiera tego, który mu lepiej
    pasuje. Mają wpływ na to różne czynniki, do jednych stanowisk, gdzie sa
    potrzebne wysokie kwalifikacje, decydują udokumentowane kwalifikacje, do
    innych, gdzie takie kwalifikacje nie sa potrzebne, decydują często
    najprzeróżniejsze czynniki - na przykład kto się szybciej zgłosi i szybciej
    wyrazi gotowośc podjęcia pracy. Przecież tutaj nie ma żadnych żelaznych reguł.

    Dlaczego zatrudnienie "po znajomości" ma być czymś złym. Przeciez to nie musi
    byc zawsze płatna protekcja - często chodzi po prostu o rekomendacje. Gdybym
    był pracodawcą tez bym wolał zatrudnić kogoś, kogo poleca mi ktoś, do kogo
    mam zaufanie niż jakiegoś nieznanego faceta z ulicy.

    Nikt nie twierdzi że bezrobotni są "gorsi" - bo co to znaczy. Jednak, jeśli
    spojrzeć na statystyki, to istnieje związek pomiędzy poziomem wykształcenia i
    kwalifikacjami, a ryzykiem bezrobocia. Wiadomo chyba, jaki jest to związek.
    Oczywiście jest to tylko statystyka, indywidualne przypadki mogą być bardzo
    różne.

    --
    Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/


  • 38. Data: 2002-11-28 09:55:26
    Temat: Re: Cos w rodzaju podsumowania
    Od: " leszek" <s...@N...gazeta.pl>

    flyer <f...@p...gazeta.pl> napisał(a):

    >
    > A czy szanowny kuzyn zwykl dopingowac swoich pracownikow pociesznymi
    >
    > ekonomicznymi
    >
    > prawdami w stylu: "cieszcie sie, ze macie prace" ewentualnie "cieszcie sie,
    >
    > ze cokolwiek zarabiacie"?
    >
    > Nie jestem specem od systemow motywacyjnych ale wydaje mi sie, ze takie
    > teksty duzo nie daja. Czlowiek zdajacy sobie sprawe ile zarabia na nim
    > jego pryncypal, zmuszony okolicznosciami do pracy ponizej swoich wymagan
    > finansowych staje sie tylko niewolnikiem, ktorego wrogiem jest Szef i
    > Znienawidzona Praca.
    > Widocznie brak wyksztalcenia ekonomicznego w znacznym stopniu uposledza
    > przyswajanie sobie przez ludzi prostych praw ekonomicznych ;).


    Przecież praca barmana nie jest pracą wysoko opłacaną i tak jest na całym
    świecie. Nie oczekuj, że ktoś ci za to będzie płacił kokosy. Jeśli masz w
    życiu większe ambicje, to szukaj innej pracy. Najlepiej staraj się uzyskać
    większe kwalifikacje, nie będziesz musiał pracować jako barman.

    Prowadzenie baru czy knajpy też nie jest jakąś złotą żyłą. Jest to mocno
    zalezne od obrotu czy sezonu, raz jest lepiej, raz jest gorzej. Zazwyczaj
    pracownikom w umowie gwarantuje się grosze, zaś wypłaca się dodatkowe
    pieniądze, jak są takie możliwości. Nie wynika to z wyzysku, ale ze specyfiki
    tego biznesu.

    Właściciel baru czy knajpy też często cięzko haruje, żeby jakoś wyjśc na
    swoje.

    Natomiast nie ma nigdy żadnych usprawiedliwień dla kradzieży. Jak się ktoś
    zatrudnił, to niech pracuje uczciwie, a jak mu praca nie leży, to niech szuka
    innej. W branży gastronomicznej jest zawszy duży ruch kadrowy.




    --
    Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/


  • 39. Data: 2002-11-28 11:29:27
    Temat: Re: Cos w rodzaju podsumowania
    Od: flyer <f...@p...gazeta.pl>

    leszek wrote:

    >
    > Przecież praca barmana nie jest pracą wysoko opłacaną i tak jest na całym
    > świecie. Nie oczekuj, że ktoś ci za to będzie płacił kokosy. Jeśli masz w
    > życiu większe ambicje, to szukaj innej pracy. Najlepiej staraj się uzyskać
    > większe kwalifikacje, nie będziesz musiał pracować jako barman.
    >
    > Prowadzenie baru czy knajpy też nie jest jakąś złotą żyłą. Jest to mocno
    > zalezne od obrotu czy sezonu, raz jest lepiej, raz jest gorzej. Zazwyczaj
    > pracownikom w umowie gwarantuje się grosze, zaś wypłaca się dodatkowe
    > pieniądze, jak są takie możliwości. Nie wynika to z wyzysku, ale ze specyfiki
    > tego biznesu.
    >
    > Właściciel baru czy knajpy też często cięzko haruje, żeby jakoś wyjśc na
    > swoje.
    >
    > Natomiast nie ma nigdy żadnych usprawiedliwień dla kradzieży. Jak się ktoś
    > zatrudnił, to niech pracuje uczciwie, a jak mu praca nie leży, to niech szuka
    > innej. W branży gastronomicznej jest zawszy duży ruch kadrowy.
    >

    Na czesc odpowiem pod postem Niny, na druga czesc odpowiadam tu.

    Jezeli chodzi o dochody - nie widze powodu zeby wlasciciel nie
    zaproponowal barmanowi ukladu akordowego. System polegajacy na bardzo
    niskim wynagrodzeniu i tipach od klientow prawdopodobnie w odniesieniu
    do tej sytuacji sie nie sprawdza. Umawiajac sie na system prowizyjny
    plus niska zaplata stala, pracownik ma swiadomosc swojego bezposredniego
    udzialu w zyskach firmy. Wie, ze jego dochod jest zwiazany bezposrednio
    z jego praca.

    Na marginesie - nie mowie oczywiscie o wypaczonym w wielu firmach
    systemie premii i trzynastek.

    Flyer


  • 40. Data: 2002-11-28 12:02:33
    Temat: Re: cos o kradziezy.
    Od: flyer <f...@p...gazeta.pl>

    Nina M. Miller wrote:

    >
    > zmuszony? przeciez nikt ich nie zmuszal, zeby sie tej pracy
    > podejmowali.
    >


    Zycie ich zmuszalo.

    > moze jestem staromodna, ale uwazam, ze jesli ktos kradnie, to nie jest
    > usprawiedliwiony tym, ze mu pracodawca za malo placi! tym bardziej, ze
    > ci ludzie nie umierali z glodu!
    >
    > o czymze wiec ty piszesz, czlowieku????
    >
    > nie no rece mi opadly. ludzie zatrudnieni kradna, a ty zwalasz wine na
    > tego 'wrednego biznesmana' bo ich odpowiedno do pracy nie zachecal???
    >
    > czlowieku, kradziez to jest przestepstwo scigane kodeksem karnym, a
    > pracodawca to nie est pracownik resocjalizacji, a jego interes to nie
    > wiezienie czy poprawczak!
    >
    > ty sie wez zastanow troche nad tym co piszesz. ciekawe, czy jakbys
    > mial swoja dzialanosc to tez bys patrzyl z poblazaniem na to, jak ci
    > pracownicy sprzet z firmy wynosza, kradna i robia burdel.
    >


    Czuje sie wywolanym do tablicy.

    Po pierwsze uwazam za oczywisty blad przekladanie zachowan ludzkich na
    system 0-1. Swiadomosc czlowieka nie jest "cyfrowa" ale "analogowa".
    Jezeli tak jak wskazalem - osoby zatrudnione nie maja swiadomosci wplywu
    na swoj wynik finansowy, szef jest dla nich tylko "strachem na wroble" a
    nie autorytetem - to wybacz. Czesc pracodawcow zapomina o kilku waznych
    sprawach:

    - jezeli nie umiesz stac sie autorytetem dla pracownika i nie masz
    zdolnosci spolecznych (slawetna inteligencja emocjonalna), to jestes
    g... a nie szefem. Tutaj nie wystarczy zdolnosc do wymyslenia biznesu i
    liczenia pieniedzy.


    - dawniej, zeby pracownik mogl pracowac musial dosyc dlugo (w latach)
    terminowac - i o ile mi wiadomo byl to calkiem dobry uklad. Wspolczesni
    przedsiebiorcy uznaja w swojej slotkiej ignorancji, ze wystarczy wziasc
    czlowieka z ulicy, dac mu troche kasy a bedzie tanczyl jak mu zagraja.

    - nawet prawo karne (no moze nie doslownie) uznaje przestepcow za
    zdemoralizowanych i takich, ktorzy rokuja szanse poprawy - nawet albo
    jezeli tylko popelnia kradziez (a nie dawanie piwka znajomym za friko -
    zaloze sie, ze bez powaznej ale nie ostrej rozmowy, taka osoba nie jest
    swiadoma klasyfikacji swojego czynu).

    - znow sie powtorze w odniesieniu do tzw. praw rynkowych rzadzacych
    rynkiem pracy - kupujac telewizor za 100 zl nie mozna oczekiwac, ze
    bedzie to swietny nabytek. Owszem bedzie cos szumialo, blyskalo, ale
    zeby to dzialalo nie powinno byc sprzedawane ponizej rzeczywistych
    kosztow normalnego telewizora. Nawet, jezeli rynek jest juz nasycony i
    wystepuje nadpodaz telewizorow (na marginesie - tak jak obecnie w Polsce
    , a nie widze jeszcze w sklepach takich cen). Owszem, ze szrota za 100zl
    mozna zrobic nawet w miare dobry telewizor, ale trzeba wlozyc w to prace
    , czas i pewne srodki finansowe.

    Flyer

strony : 1 ... 3 . [ 4 ] . 5


Szukaj w grupach

Szukaj w grupach

Eksperci egospodarka.pl

1 1 1