eGospodarka.pl
eGospodarka.pl poleca

PracaGrupypl.praca.dyskusje › Co to są znajomości?
Ilość wypowiedzi w tym wątku: 284

  • 171. Data: 2002-11-26 17:50:58
    Temat: Re: Co to są znajomości?
    Od: "Artur Lato" <a...@p...onet.pl>


    Użytkownik Paweł Pollak <s...@m...pl> w wiadomości do grup
    dyskusyjnych napisał:arv62f$egi$...@c...magma-net.pl...
    [...]
    > I w takiej dużej firmie oczywiście nikt nie zauważy, że stanowisko
    > specjalisty zajmuje głupia blondyna, bo oczywiście w żaden sposób nie
    > przełoży się to na pracę i wyniki działu. Pomyśl, zanim coś napiszesz.


    Oj, coś mi się wydaje, że masz zbyt idealistyczne poglądy na życie.
    Ja spokojnie mogę wyobrazić sobie sytuację, w której np. polski
    menedżer jest panem i władcą w firmie, której właściciele znajdują
    się w Paryżu lub Londynie. Albo jeszcze gorzej - jest spółką akcyjną,
    w której zarząd do spółki z radą nadzorczą główkują tylko jakby tu ją
    jeszcze wydoić (jak skuteczny jest nadzór właścicielski w takich spółkach,
    i to tych najbardziej renomowanych, mogliśmy niedawno zobaczyć
    na przykładzie Enronu i innych, a kilka lat wcześniej na przykładzie
    najbardziej szacownego banku na świecie, w którym trzymała swoje
    pieniądze królowa angielska, a który potrafił doprowadzić do bankructwa
    dwudziestokilkuletni smarkacz). Wszyscy mu nadskakują i podlizują się
    na wyścigi. I mało tego, podlizują się również tej blondynie
    i odwalają za nią najważniejszą robotę, żeby wyniki rzeczywiście
    za bardzo nie ucierpiały.
    Gdyby kapitalistyczne firmy tak bardzo dbały o swoje wyniki i finanse,
    to nie byłoby tej niesłychanej rozrzutności w wynagradzaniu
    menedżerów (słyszałeś chyba o prezesach banków zarabiających
    kilkaset tysięcy złotych miesięcznie) i fundowaniu im wielu innych
    pozapłacowych bonusów. Przy takich kosztach pensje dla nawet
    kilkudziesięciu blondyn znaczą tyle co kropla w morzu.
    Napiszesz pewnie: "no to jest świetna okazja, żeby wykosić
    taką niefrasobliwą firmę z rynku". Tak, w teorii. A w praktyce
    weź po uwagę ich przewagę kapitału, markę znaną
    od kilkudziesięciu lat i prawdopodobne powiązania z politykami.
    Niestety, tak jak życie nie chciało podporządkować się ideałom
    socjalizmu, tak samo nie bardzo respektuje zasady
    czystego kapitalizmu.

    [...]
    > Nikt z tu biadolących nie żalił się, że nie dostał pracy, bo było za dużo
    > kandydatów, tylko że nie miał znajomości. Odniosłem się do tej tezy.


    Ale to jest związane. Uważają po prostu, że przy kilkuset kandydatach
    na jedno miejsce bez znajomości nie mają szans.
    Wyobraź sobie, że ktoś Cię namawia, żebyś zdawał na studia,
    gdzie jest kilkuset kandydatów na jedno miejsce. I oczywiście
    podaje przykłady ludzi, którzy się dostali. Mówi: "widzisz,
    przecież jest to możliwe, trzeba tylko bezustannie próbować".
    I jeszcze wyobraź sobie, że już kilka razy próbowałeś z negatywnym
    skutkiem. Czy na pewno Ty też nie będziesz się opierał
    i reprezentował postawy "nie da się"? Czy nie powiesz:
    "przecież to tylko zawracanie głowy i strata czasu, no chyba,
    żeby ktoś mi jakoś to ułatwił po znajomości" ?

    [...]
    > >Czyli bez zmiany ogólnej sytuacji
    > > taka aktywność jest niestety tylko wyrywaniem sobie nawzajem
    > > ograniczonych możliwości zarabiania pieniędzy, przypominającym
    > > walkę sfory zgłodniałych psów o jedną kość.
    >
    > Co rozumiesz przez zmianę ogólnej sytuacji? Jak ma ona wyglądać? Rząd ma
    > zadekretować, że ma być lepiej?


    Nie zadekretować, że ma być lepiej, tylko w sytuacji, gdy pracy
    nie wystarcza dla wszystkich zdolnych i chętnych do jej wykonywania,
    zadekretować jakieś cywilizowane zasady dostępu do niej.
    Żeby rzeczywiście społeczeństwo nie przypominało sfory psów
    wyrywających sobie jedną kość.
    Uważam, że obecne bezrobocie można porównać z klęską żywiołową.
    Ludzie, tak jak podczas powodzi, tracą mieszkania i dorobek
    całego życia (bo muszą go przejadać). A przecież podczas klęski
    żywiołowej nie godzimy się na to, żeby jedni zagarniali (albo nawet
    kupowali) tyle żywności ile chcą i potrafią, a drudzy umierali z głodu.
    A podczas tej klęski takim deficytowym, a jednocześnie niezbędnym
    do życia towarem, jest praca. Czyli potrzebny jest jakiś sposób jej
    racjonowania.

    [...]
    > Żadna gospodarka nie zapewnia pełnego zatrudnienia. Tyle że im więcej
    > kapitalizmu, tym mniejsze bezrobocie.


    No nie wiem, czy w Polsce, gdzie tyle osób pamięta jeszcze czasy PRL-u,
    znalazłbyś wielu zwolenników tej tezy. Większość zgodzi się,
    że prawie pod każdym względem kapitalizm jest lepszy od tego
    co było, ale z tym jednym, jedynym wyjątkiem - wtedy nie było
    bezrobocia! Odbieranie ś.p. socjalizmowi ten jedynej (ale jakże istotnej
    dla przeciętnego człowieka) przewagi nad kapitalizmem przypomina
    doprawdy kopanie leżącego.
    I nie mów mi, że wtedy bezrobocie też było, tylko ukryte.
    Bo właśnie o to chodzi, że jeśli już (jak sam piszesz) bezrobocie
    musi być w każdej gospodarce, to niech przynajmniej będzie
    ukryte. Bo różnica między bezrobociem jawnym a ukrytym
    jest taka jak między zającem pożeranym przez wilka,
    a zającem bezpiecznie ukrytym w swojej norze :-))

    Pozdrawiam
    Artur








  • 172. Data: 2002-11-26 21:08:20
    Temat: Re: Co to są znajomości?
    Od: Paweł Pollak <s...@m...pl>

    Użytkownik "Artur Lato" napisał w wiadomości:
    > Oj, coś mi się wydaje, że masz zbyt idealistyczne poglądy na życie.
    > Ja spokojnie mogę wyobrazić sobie sytuację, w której np. polski
    > menedżer jest panem i władcą w firmie, której właściciele znajdują
    > się w Paryżu lub Londynie. Albo jeszcze gorzej - jest spółką akcyjną,
    > w której zarząd do spółki z radą nadzorczą główkują tylko jakby tu ją
    > jeszcze wydoić (jak skuteczny jest nadzór właścicielski w takich spółkach,
    > i to tych najbardziej renomowanych, mogliśmy niedawno zobaczyć
    > na przykładzie Enronu i innych, a kilka lat wcześniej na przykładzie
    > najbardziej szacownego banku na świecie, w którym trzymała swoje
    > pieniądze królowa angielska, a który potrafił doprowadzić do bankructwa
    > dwudziestokilkuletni smarkacz).

    No właśnie, brak odpowiedniego nadzoru i zła polityka kadrowa prowadzi do
    bankructwa. Jak ktoś chce podcinać gałąź, na której siedzi, jego
    zmartwienie.


    > Gdyby kapitalistyczne firmy tak bardzo dbały o swoje wyniki i finanse,
    > to nie byłoby tej niesłychanej rozrzutności w wynagradzaniu
    > menedżerów (słyszałeś chyba o prezesach banków zarabiających
    > kilkaset tysięcy złotych miesięcznie) i fundowaniu im wielu innych
    > pozapłacowych bonusów. Przy takich kosztach pensje dla nawet
    > kilkudziesięciu blondyn znaczą tyle co kropla w morzu.

    Na jakiej podstawie żywisz przekonanie, że prezes banku nie jest wart dla
    banku kilkaset tysięcy złotych miesięcznie i że ten bank chce zatrudniać
    kogoś, kto nic nie umie robić?


    > Napiszesz pewnie: "no to jest świetna okazja, żeby wykosić
    > taką niefrasobliwą firmę z rynku". Tak, w teorii. A w praktyce
    > weź po uwagę ich przewagę kapitału, markę znaną
    > od kilkudziesięciu lat i prawdopodobne powiązania z politykami.
    > Niestety, tak jak życie nie chciało podporządkować się ideałom
    > socjalizmu, tak samo nie bardzo respektuje zasady
    > czystego kapitalizmu.

    Masz denerwującą manierę przewidywania, co napiszę i polemizowania z tym.
    Zaczekaj, co rzeczywiście odpowiem, przytaczanie moich poprzednich
    argumentów w miejscach, gdzie te argumenty nie mają sensu, jest nadużyciem.


    > > Nikt z tu biadolących nie żalił się, że nie dostał pracy, bo było za
    dużo
    > > kandydatów, tylko że nie miał znajomości. Odniosłem się do tej tezy.
    >
    >
    > Ale to jest związane. Uważają po prostu, że przy kilkuset kandydatach
    > na jedno miejsce bez znajomości nie mają szans.

    No przecież cały czas udowadniam, że te znajomości można sobie wyrobić.

    > Wyobraź sobie, że ktoś Cię namawia, żebyś zdawał na studia,
    > gdzie jest kilkuset kandydatów na jedno miejsce. I oczywiście
    > podaje przykłady ludzi, którzy się dostali. Mówi: "widzisz,
    > przecież jest to możliwe, trzeba tylko bezustannie próbować".
    > I jeszcze wyobraź sobie, że już kilka razy próbowałeś z negatywnym
    > skutkiem. Czy na pewno Ty też nie będziesz się opierał
    > i reprezentował postawy "nie da się"? Czy nie powiesz:
    > "przecież to tylko zawracanie głowy i strata czasu, no chyba,
    > żeby ktoś mi jakoś to ułatwił po znajomości" ?

    Porównanie całkowicie chybione. Przy egzaminie na studiach obowiązuje proste
    kryterium: dostaje się ten, kto ma więcej punktów. Pracę dostaje ten, kto
    przekona pracodawcę. Widzę, że tu jeszcze trzeba obalać kolejny mit, że
    pracodawca rzekomo ma jakiś (moralny?) obowiązek przyjmowania najlepszego
    kandydata (=o najwyższych kwalifikacjach). Nonsens. Pracodawca może przyjąć,
    kogo chce, kierując się dowolnymi kryteriami. Ma święte prawo uznać, że woli
    młodą dziewczynę - którą wprawdzie trzeba będzie jeszcze douczyć, ale za to
    zapewni ona miłą atmosferę w pracy (bez seksualnych podtekstów) - od
    zgorzkniałej baby po pięćdziesiątce czy faceta, który wprawdzie wszystko
    umie, ale jest skończonym chamem.


    > > Co rozumiesz przez zmianę ogólnej sytuacji? Jak ma ona wyglądać? Rząd ma
    > > zadekretować, że ma być lepiej?
    >
    >
    > Nie zadekretować, że ma być lepiej, tylko w sytuacji, gdy pracy
    > nie wystarcza dla wszystkich zdolnych i chętnych do jej wykonywania,
    > zadekretować jakieś cywilizowane zasady dostępu do niej.

    Oho, kolejny, który na ekonomii zna się jak papież na środkach
    antykoncepcyjnych. Można prosić o jakieś szczegóły? Podpowiedz rządowi.


    > Uważam, że obecne bezrobocie można porównać z klęską żywiołową.
    > Ludzie, tak jak podczas powodzi, tracą mieszkania i dorobek
    > całego życia (bo muszą go przejadać). A przecież podczas klęski
    > żywiołowej nie godzimy się na to, żeby jedni zagarniali (albo nawet
    > kupowali) tyle żywności ile chcą i potrafią, a drudzy umierali z głodu.
    > A podczas tej klęski takim deficytowym, a jednocześnie niezbędnym
    > do życia towarem, jest praca. Czyli potrzebny jest jakiś sposób jej
    > racjonowania.

    Praca na kartki? Czemu nie, skoro i mięso było na kartki? Bo przecież
    wprowadzanie takich reform, żeby ani praca, ani mięso nie było deficytowym
    towarem, jest bez sensu.


    > > Żadna gospodarka nie zapewnia pełnego zatrudnienia. Tyle że im więcej
    > > kapitalizmu, tym mniejsze bezrobocie.
    >
    >
    > No nie wiem, czy w Polsce, gdzie tyle osób pamięta jeszcze czasy PRL-u,
    > znalazłbyś wielu zwolenników tej tezy. Większość zgodzi się,
    > że prawie pod każdym względem kapitalizm jest lepszy od tego
    > co było, ale z tym jednym, jedynym wyjątkiem - wtedy nie było
    > bezrobocia! Odbieranie ś.p. socjalizmowi ten jedynej (ale jakże istotnej
    > dla przeciętnego człowieka) przewagi nad kapitalizmem przypomina
    > doprawdy kopanie leżącego.
    > I nie mów mi, że wtedy bezrobocie też było, tylko ukryte.
    > Bo właśnie o to chodzi, że jeśli już (jak sam piszesz) bezrobocie
    > musi być w każdej gospodarce, to niech przynajmniej będzie
    > ukryte. Bo różnica między bezrobociem jawnym a ukrytym
    > jest taka jak między zającem pożeranym przez wilka,
    > a zającem bezpiecznie ukrytym w swojej norze :-))

    Skąd Ty bierzesz te idiotyczne porównania? Z powyższej wypowiedzi wynika, że
    kompletnie nie wiesz, co to jest ukryte bezrobocie. Oczywiście, każdy może
    pleść dowolne banialuki, ale jak bierzesz się za dyskusję o ekonomii, to
    może zapoznaj się z jej podstawami. Ukryte bezrobocie to de facto zasiłek
    socjalny w horrendalnej wysokości. Ktoś za utrzymywanie takich miejsc pracy
    musi zapłacić, za to socjalistyczne ukryte bezrobocie do dziś spłacamy
    długi. Obecnie też mamy ukryte bezrobocie, a przyczynia się ono do wzrostu
    bezrobocia jawnego.
    Ukryte bezrobocie masz np. w górnictwie. Te miejsca pracy będą przez
    najbliższych parę lat kosztowały podatników 5 mld* złotych wyłożonych w
    gotówce, nie licząc niepłaconych podatków i zusowskich składek. Dzięki tym
    pieniądzom można by np. obniżyć podatki czy usprawnić pracę wymiaru
    sprawiedliwości, co w dłuższej perspektywie zmniejszyłoby bezrobocie
    (przejściowo pozostałoby bez zmian, bo w statystykach nowe miejsca pracy
    zniwelowaliby bezrobotni górnicy). Tylko że w długofalowej perspektywie np.
    sprawny wymiar sprawiedliwości sprzyja rozwojowi gospodarczemu, a
    utrzymywanie jakiejś grupy zawodowej przez podatników (zresztą z jakiego
    tytułu?) nie.
    A propos górników, bardzo mnie zaskoczyła ich samokrytyczna postawa w czasie
    ostatniej demonstracji, kiedy to krzyczeli "złodzieje". Czyżby wreszcie do
    nich dotarło, że od lat żyją (i to dobrze) na koszt podatników?

    *5 mld to abstrakcyjna liczba. Policz to tak: na statystycznego Polaka wedle
    ostatniego spisu wypada 130 zł. Jeśli masz żonę i dziecko, Twoja rodzina
    funduje takiemu górnikowi przynajmniej 390 zł (przynajmniej, bo przecież
    trzeba by odjąć tych, którzy z tej hojności podatników korzystają). Stać Cię
    na to? Chcesz im płacić? To weź na swoje barki z łaski swojej i moją część,
    bo mnie ani nie stać, ani nie mam ochoty ich utrzymywać.

    Paweł
    --
    www.szwedzka.pl






  • 173. Data: 2002-11-26 22:53:11
    Temat: Re: Re: Co to są znajomości?
    Od: flyer <f...@p...gazeta.pl>

    Paweł Pollak wrote:

    >
    > Na jakiej podstawie żywisz przekonanie, że prezes banku nie jest wart dla
    > banku kilkaset tysięcy złotych miesięcznie i że ten bank chce zatrudniać
    > kogoś, kto nic nie umie robić?
    >


    Dlatego, ze jego wplyw na normalne dzialanie banku jest minimalny.
    Decyzje o duzych transakcjach/zmianach organizacyjnych/zmianach
    dzialanosci i tak musi obgadywac z akcjonariuszami, Rada Nadzorcza i
    Zarzadem. A sam nie jest w stanie wykazac sie doglebna wiedza dotyczaca
    wszystkich obszarow dzialania banku (z administracja wewnetrzna i innymi
    duperelami), wiec podejmowanie przez niego decyzji bardzo czesto odbywa
    sie na zasadzie zaufania do firm lub pracownikow. Na uwage o tym, ze nie
    musi tego wiedziec zawczasu odpowiadam - jezeli wierzy, ze wynik decyzji
    nie jest tylko losowym zlepkiem przypadkow, to powinien - np. nie mozna
    planowac strategii sprzedazy nie wiedzac jak ta sprzedaz odbywa sie w
    oddzialach na poziomie pracownika. No moze i mozna ale odbywa sie to
    wtedy, z punktu widzenia pracownikow, na zasadzie ignorancji i glupoty
    Gory. Prezes jest glownie reprezentantem tak naprawde nie majacym
    mozliwosci samemu podjac wlasciwych dzialan ;).
    Ale zatrudniajac kogos kto nic nie umie robic (patrz. wyniki obstawiania
    inwestycji gieldowych przez malpe i maklera ;) ) Rada Nadzorcza
    postawilaby cala hierarchie wartosci na glowie - na takie stanowisko
    najwyzej mozna zatrudnic osobnika, ktorego wyglad, sposob wylawiania sie
    i zachowania budza szacunek w innych "bussinesmanach".

    A tak na marginesie - znany mi rektor najlepszej prywatnej szkoly
    "bussinesu" w W-wie, jeszcze kilka lat temu cale wyklady potrafil
    przedstawiac swietlane postacie wspolczesnego zarzadzania m.in. bylego
    prezesa ABB - to ta firma co sie teraz mocno chwieje, bo prezes
    uwierzyl, ze jest Bogiem i uwierzyl w genialne nauki "bussinesowe"
    propagowane m.in. przez AA. Znow sie nie moge powstrzymac ( ;) )- ktory
    (AA) raczyl byl np. rozpoczynac w Polsce reklame przedsiewziec
    internetowych w czasie, kiedy pismo WWW juz od dawna przedstawialo
    czarny obraz rzeczywistosci tej dzialalnosci.

    Flyer


  • 174. Data: 2002-11-27 01:48:37
    Temat: Re: Co to są znajomości?
    Od: flyer <f...@p...gazeta.pl>

    flyer wrote:
    >

    > Prezes jest glownie reprezentantem tak naprawde nie majacym
    > mozliwosci samemu podjac wlasciwych dzialan ;).

    Tu tez naszla mnie ochota na uzupelnienie.

    1. Pozycja prezesa banku (i nie tylko) zwiazana jest m.in. z potrzeba
    istnienia w spoleczenstwie wyraznej hierarchii i instytucji stojacej ponad.

    2. Rola prezesa banku jest rola reprezentanta o statusie medialnego
    gwiazdora - liczy sie jego rozpoznawalnosc przez okreslona grupe
    docelowa. Innymi slowy - prezes jest produktem medialnym skierowanych do
    2 grup osob: zajmujacej sie finansami/gielda i zainteresowanych
    korzystaniem z produktow finansowych banku. Jest "namacalnym" gwarantem
    stabilnosci banku, doswiadczenia, madrosci i dostatniosci - ma wzbudzac
    zaufanie u odbiorcy.

    3. Wysoka gaza pozwala utrzymac "gwiazdora" w jednej firmie (czeste
    zmiany bylyby niezauwazalne dla osob zainteresowanych produktami
    finansowymi banku, ale budzilyby niepokoj grupy osob zajmujacej sie
    finansami/gielda). Oprocz tego kazdy nowy prezes moglby wystepowac z
    "rewolucyjnymi" pomyslami co naraziloby bank na dodatkowe koszty/straty.
    Pozwala rowniez (gaza) na godne zaprezentowanie sie prezesa - choc ta
    opcja nie jest az tak jednoznaczna. Z rownym spokojem bank moglby placic
    prezesowi np. 20 kzl/m-c ale fundowac w ramach kosztow reprezentacji
    rozne pierdoly jak zegarki za dziesiat kzl, ubrania, wieczne piora za
    nascie kzl.

    4. Dla niedowiarkow przypominam kasus dwoch lekarzy z Dolnego Ślaska,
    ktorzy w rolach prezesow PZU i PZU Zycie sprawdzali sie calkiem dobrze
    (jezeli pominac pewne oskarzenia o przekrety i sume przekrecona dodac do
    wyniku spolek). Zapewne gdyby poszperac w zyciorysach prezesow spolek
    bankowo/finansowych/ubezpieczeniowych to znalazloby sie troche podobnych
    reprezentantow potwierdzajacych teorie, ze to nie czlowiek zdobi szate,
    ale szata czlowieka ;) (przekrecenia powiedzenia swiadome).

    Osobiscie i zupelnie subiektywnie uwazam, ze wynagrodzenia prezesow sa
    za wysokie. Bajki o odpowiedzialnosci do niedawna mozna bylo opowiadac
    tylko dzieciom. Na szczescie zaczyna normalniec (patrz. pkt.4 i
    zaostrzenie prawa w USA po Enronie i Worldcomie). Ale nawet mimo to,
    nikt chyba nie posadzi prezesa za "niezawinione" pograzenie spolki.
    Rowniez z tytulu ulubionego przeze mnie slowa Ryzyko - prezes banku nie
    bedacy jego wlascicielem nie powinien dostawac zadnej premii za ryzyko.
    Po prostu nie ma porownania miedzy gosciem inwestujacym swoja kase a jej
    zarzadca.
    Niestety z "gwiazdorami" tak jest, ze zeby taka slawa chciala
    wystepowac, trzeba jej sporo zaplacic :(.

    Flyer


  • 175. Data: 2002-11-27 02:07:43
    Temat: Re: Co to są znajomości?
    Od: "..:: MaGuArD ::.." <m...@o...pl>

    > Użytkownik Paweł Pollak <s...@m...pl> w wiadomości do grup
    > dyskusyjnych napisał:arv62f$egi$...@c...magma-net.pl...
    > Ja spokojnie mogę wyobrazić sobie sytuację, w której np. polski
    > menedżer jest panem i władcą w firmie, której właściciele znajdują
    > się w Paryżu lub Londynie.
    To ja dam konkretny przykład, co to jest TBD każdy chyba wie, jak nie nie
    będę tłumaczył. Otóż swojego czasu zatrudnienie w dziale informatyków
    wyglądało tam następująco:
    - pan Czesiek, były kierowca dyrektora, na skutek redukcji przeniesiony tam
    na dwa lata aby doczekać emerytury, w momencie przyjścia nie miał pojęcia
    żadnego o komputerach a tym samym ich administracja, ale stanowisko
    "informatyk" (dobry znajomy szefa urzędu)
    - pani Ula, mila kobietka wiedząca jak się włącza i wyłącza komputer, poza
    tym świetnie ciągła laskę dyrektorowi (stanowisko: operator terminala)
    - pani Jola, właściwa osoba na właściwym stanowisku (stanowisko jw.)
    - pan Jarek, typowy informatyk chodź samouk, praca jak sam twierdził dostał
    dzięki układom w solidarności, to on wykonywał cala robotę, z czeska zrobił
    chłopca (mimo iż facet dwa razy starszy od niego) na posyłki, z Ula chlał
    wódę i ja dupczył. W końcu wywindowany przez ta solidarność na stanowisko
    p.o. kierownika. Kierownikiem mógł zostać ponieważ był po zawodówce
    elektrycznej.
    Dział ten funkcjonował znakomicie w tym składzie przez 2 lata, potem wybory
    i wywalili wszystkich na bruk, o dziwo zatrudnili specjalistów (a mówią ze
    komuchy nie patrzą na kwalifikacje). Ups weszliśmy na tematy polityczne.
    Pozdrawiam

    --
    -=/\V\\aGu/\\rD=- ^ ^
    ______oOOo____00___oOOo___ Wszystko co powiesz
    e-mail: m...@o...pl gg: 384683 może zostać i zostanie użyte
    tel./sms: +48(0)604-617-310 przeciwko Tobie!!!




  • 176. Data: 2002-11-27 08:30:19
    Temat: Re: Re: Co to są znajomości?
    Od: "mer" <b...@n...pl>

    Bardzo mnie zawsze intryguje, skąd tyle w ludziach chęci do śledzenia i liczenia nie
    swoich
    pieniędzy przy jednoczesnym zupełnym braku chęci do zarabiania własnych.

    mer



  • 177. Data: 2002-11-27 12:07:10
    Temat: Re: Co to są znajomości?
    Od: "Artur Lato" <a...@p...onet.pl>


    Użytkownik Paweł Pollak <s...@m...pl> w wiadomości do grup
    dyskusyjnych napisał:as0o09$feq$...@c...magma-net.pl...
    [...]
    > No właśnie, brak odpowiedniego nadzoru i zła polityka kadrowa prowadzi do
    > bankructwa. Jak ktoś chce podcinać gałąź, na której siedzi, jego
    > zmartwienie.


    Nie tylko jego zmartwienie, bo największe straty poniosą kontrahenci
    i klienci bankruta.

    [...]
    > Na jakiej podstawie żywisz przekonanie, że prezes banku nie jest wart dla
    > banku kilkaset tysięcy złotych miesięcznie i że ten bank chce zatrudniać
    > kogoś, kto nic nie umie robić?


    No nie, nie spodziewałem się po Tobie takiej naiwności.
    Co oznacza w praktyce "wart dla banku"? A no wart dla siebie
    i innych członków zarządu i rady nadzorczej, z którymi wspólnie
    zapewniają sobie, kosztem tego banku, luksusowe życie
    do końca nie tylko swoich dni, ale również swoich dzieci i wnuków.
    I z p. widzenia ich prywatnych interesów znacznie ważniejsze jest
    maksymalne "wydojenie" firmy zanim zbankrutuje, niż przejmowanie
    się tym, że może zbankrutować. Bo oni będą już wtedy na tyle
    bogatymi ludźmi, że mogą śmiać się z tego, że już nikt nigdy więcej
    nie powierzy im takiej funkcji.
    Właśnie całe draństwo takiego systemu polega na tym, że z jednej
    strony nie są właścicielami, i nie odpowiadają własnym majątkiem
    (pomijam przypadki, gdy można im udowodnić, że działali
    na szkodę firmy, ale przyznanie sobie wynagrodzeń, których
    niby są "warci" pewnie do nich nie należy), a z drugiej
    ciągną z niej zyski nie mniejsze niż prawdziwy właściciel,
    tylko że bez ponoszenia prawdziwej odpowiedzialności.
    Zaś "prawdziwi" właściciele często nawet nie wiedzą, gdzie
    ta ich firma się mieści. Wiedzą tylko tyle, że w ciągu ostatniego
    miesiąca kurs akcji rósł, no to warto było zaryzykować i kupić
    na kolejne dwa tygodnie.
    Jeśli nazywasz górników złodziejami, to zastanawiam się
    jak powinieneś nazwać takich szacownych ludzi biznesu,
    zwłaszcza gdybyś trzymał pieniądze w banku, który zbankrutował
    (m.in. z powodu horrendalnych zarobków kierownictwa).
    (To co piszę na ten temat, to nie są bezpodstawne wymysły.
    Kilka miesięcy temu prasa opisywała wyniki kontroli
    działania "sprywatyzowanych" firm.)
    Oj, coś mi się wydaje, że rozbieżność pomiędzy teorią
    a praktyką jest w przypadku kapitalizmu nie mniejsza
    niż w przypadku socjalizmu :-))

    [...]
    > Porównanie całkowicie chybione. Przy egzaminie na studiach obowiązuje
    proste
    > kryterium: dostaje się ten, kto ma więcej punktów. Pracę dostaje ten, kto
    > przekona pracodawcę. Widzę, że tu jeszcze trzeba obalać kolejny mit, że
    > pracodawca rzekomo ma jakiś (moralny?) obowiązek przyjmowania najlepszego
    > kandydata (=o najwyższych kwalifikacjach). Nonsens. Pracodawca może
    przyjąć,
    > kogo chce, kierując się dowolnymi kryteriami. Ma święte prawo uznać, że
    woli
    > młodą dziewczynę - którą wprawdzie trzeba będzie jeszcze douczyć, ale za
    to
    > zapewni ona miłą atmosferę w pracy (bez seksualnych podtekstów) - od
    > zgorzkniałej baby po pięćdziesiątce czy faceta, który wprawdzie wszystko
    > umie, ale jest skończonym chamem.


    Nie jest chybione, bo dotyczy zupełnie innego aspektu. Kryteria
    przyjmowania nie mają tu nic do rzeczy. Może sobie nawet przyjmować
    kierując się tym, kto ma więcej włosów na głowie. Istotne jest to,
    że szanse (uczciwego) wygrania konkursu gdzie startuje kilkuset
    kandydatów są tak niewielkie, że bezrobotni w końcu się do tego
    zniechęcają i wolą "siedzieć na kanapie", co nie świadczy o ich bierności
    i lenistwie, tylko o trzeźwej ocenie szans. Trzeźwo myślący człowiek
    rzadko gra w toto-lotka, chociaż słyszy, że prawie co tydzień komuś
    udało się trafić szóstkę.


    > > Nie zadekretować, że ma być lepiej, tylko w sytuacji, gdy pracy
    > > nie wystarcza dla wszystkich zdolnych i chętnych do jej wykonywania,
    > > zadekretować jakieś cywilizowane zasady dostępu do niej.
    >
    > Oho, kolejny, który na ekonomii zna się jak papież na środkach
    > antykoncepcyjnych. Można prosić o jakieś szczegóły? Podpowiedz rządowi.


    Wiesz, odnoszę takie wrażenie (m. in. w związku z naszą dyskusją), że
    teoretyczne wiadomości z ekonomii nie tylko nie ułatwiają, ale czasem
    może nawet wręcz utrudniają dostrzeganie jak ten kapitalizm
    działa w praktyce.


    > > Uważam, że obecne bezrobocie można porównać z klęską żywiołową.
    > > Ludzie, tak jak podczas powodzi, tracą mieszkania i dorobek
    > > całego życia (bo muszą go przejadać). A przecież podczas klęski
    > > żywiołowej nie godzimy się na to, żeby jedni zagarniali (albo nawet
    > > kupowali) tyle żywności ile chcą i potrafią, a drudzy umierali z głodu.
    > > A podczas tej klęski takim deficytowym, a jednocześnie niezbędnym
    > > do życia towarem, jest praca. Czyli potrzebny jest jakiś sposób jej
    > > racjonowania.
    >
    > Praca na kartki? Czemu nie, skoro i mięso było na kartki?


    Wyczuwam w tym ironię i aluzję do tamtych "beznadziejnych czasów
    komuny", kiedy wszystko było na kartki. Więc przypominam,
    że w sytuacjach nadzwyczajnych, np. podczas wojny lub innych
    kataklizmów, państwa kapitalistyczne też wprowadzają racjonowanie.
    Bo nawet wtedy się uważa, że życie ludzkie jest ważniejsze od
    "czystości" systemu gospodarczego.
    Niestety, teraz w Polsce (jak chyba w żadnym innym kraju) mamy
    zatrzęsienie zwolenników ortodoksyjnego kapitalizmu, uważających,
    że "świetlana przyszłość kapitalizmu" jest warta ofiar w postaci
    milionów nędzarzy, więc można ich spokojnie poświęcić na ołtarzu
    tej przyszłości. Tylko dlaczego jednocześnie za największe
    zbrodnie komunizmu uważają poświęcanie milionów ludzi
    w imię tamtej świetlanej przyszłości?


    > Bo przecież
    > wprowadzanie takich reform, żeby ani praca, ani mięso nie było deficytowym
    > towarem, jest bez sensu.


    Ależ skąd! Jest to jak najbardziej pożądane, nie wiedziałem tylko, że masz
    pomysł na takie reformy. To może właśnie Ty coś podpowiesz rządowi,
    bo ich ekonomiści dają nadzieję jedynie na zmniejszanie bezrobocia
    w tempie kilku promili rocznie. Akurat dobrze, żeby po kilkunastu latach
    przespacerować się na cmentarz i zawołać: "Panowie wstawajcie,
    mamy już dla Was pracę!".
    To właśnie takie perspektywy roztaczane przez najlepszych ekonomistów
    w kraju podstymulowały mnie, laika, do zastanawiania się, czy w sytuacji,
    gdy nie ma szans na radykalne i natychmiastowe zwiększenie możliwości
    pracy w gospodarce, nie powinno sięgnąć do środków nadzwyczajnych
    i zmusić w jakiś sposób pracujących do podzielenia się pracą (i płacą)
    z bezrobotnymi. Żeby nie było tak, że jeden ma jej tyle, że wpada
    w pracoholizm, a drugi nie może się nawet doprosić minimum
    niezbędnego do przeżycia.

    [...]
    > A propos górników, bardzo mnie zaskoczyła ich samokrytyczna postawa w
    czasie
    > ostatniej demonstracji, kiedy to krzyczeli "złodzieje". Czyżby wreszcie do
    > nich dotarło, że od lat żyją (i to dobrze) na koszt podatników?
    >
    > *5 mld to abstrakcyjna liczba. Policz to tak: na statystycznego Polaka
    wedle
    > ostatniego spisu wypada 130 zł. Jeśli masz żonę i dziecko, Twoja rodzina
    > funduje takiemu górnikowi przynajmniej 390 zł (przynajmniej, bo przecież
    > trzeba by odjąć tych, którzy z tej hojności podatników korzystają). Stać
    Cię
    > na to? Chcesz im płacić? To weź na swoje barki z łaski swojej i moją
    część,
    > bo mnie ani nie stać, ani nie mam ochoty ich utrzymywać.


    Mam nadzieję, że tej naszej dyskusji nie czytają górnicy (zwłaszcza ci
    z kopalni "Wujek"), ani stoczniowcy, którzy kilka miesięcy temu biegali
    po ulicach Szczecina i krzyczeli, że nie mają co dać jeść swoim
    dzieciom. Bo gdyby czytali, to mogli by stracić resztki szacunku
    dla swoich ojców za to, że tak się dali podprowadzić fanatykom
    "czystego kapitalizmu" (i nie pomyśleli o tym, że kapitalizm
    to nie tylko USA, czy Niemcy, ale również np. Południowa Ameryka,
    gdzie policyjne szwadrony śmierci oczyszczają ulice miast
    z wałęsających się bezdomnych dzieci, jak również Polska
    przedwojenna z bieda-szybami, które, jak się okazuje, przeżywają
    teraz "drugą młodość"). Zdaje się, że inny przykład grupy
    społecznej tak "podprowadzonej", to chyba tylko chłopi
    rosyjscy, którzy wyrzynali swoich panów, bo mieli obiecaną
    ich ziemię na własność, a zamiast tego dostali kołchozy.
    Boję się, że gdyby (ci nasi) porównali swoją pozycję "elity PRL-u"
    z rolą nieporzebnych pasożytów w III RP, i uzmysłowili
    sobie, że przecież sami tą nową rzeczywistość wywalczyli,
    czasem nawet z narażeniem życia, to mogłoby im przyjść
    do głowy zrobienie drugiego Sierpnia, tylko tym razem
    w odwrotnym kierunku.
    (Ale, jeśli chcesz wiedzieć, to nie uważam, że należy im się
    utrzymywanie nierentownych kopalń kosztem podatników.
    Należy im się natomiast, tak zresztą jak i wszystkim,
    inna praca, chociaż niekoniecznie w pełnym wymiarze
    - jeśli nie przez stworzenie nowych możliwości pracy
    w gospodarce, to przez właściwy podział istniejących.)

    Pozdrawiam
    Artur
















  • 178. Data: 2002-11-27 21:58:52
    Temat: Re: Co to są znajomości?
    Od: flyer <f...@p...gazeta.pl>

    mer wrote:

    > Bardzo mnie zawsze intryguje, skąd tyle w ludziach chęci do śledzenia i liczenia
    nie swoich
    > pieniędzy przy jednoczesnym zupełnym braku chęci do zarabiania własnych.
    >

    Jedno z drugim chyba ma scisly zwiazek?

    Flyer


  • 179. Data: 2002-11-28 02:48:11
    Temat: Re: Re: Co to są znajomości?
    Od: "Leszek Wilczek" <w...@w...edu.pl>

    >
    > >
    > > Na jakiej podstawie żywisz przekonanie, że prezes banku nie jest wart
    dla
    > > banku kilkaset tysięcy złotych miesięcznie i że ten bank chce zatrudniać
    > > kogoś, kto nic nie umie robić?
    > >
    >
    >
    > Dlatego, ze jego wplyw na normalne dzialanie banku jest minimalny.
    > Decyzje o duzych transakcjach/zmianach organizacyjnych/zmianach
    > dzialanosci i tak musi obgadywac z akcjonariuszami, Rada Nadzorcza i
    > Zarzadem. A sam nie jest w stanie wykazac sie doglebna wiedza dotyczaca
    > wszystkich obszarow dzialania banku (z administracja wewnetrzna i innymi
    > duperelami), wiec podejmowanie przez niego decyzji bardzo czesto odbywa
    > sie na zasadzie zaufania do firm lub pracownikow.

    Masz po czesci racje, ale tylko po czesci. Zauwaz ze jak przychodzi nowy
    Prezes, czy nawet Dyrektor dzialu, to za nim przychodzi caly sztab zaufanych
    ludzi, ktorych ON zna i juz z nimi najczesciej pracowal. Nastepnie przez
    kilka tygodni sa bardzo czeste zebrania z kierownikami nizszych szczeblow,
    czytanie raportow oraz sporzadzanie takowych wyzej.

    Reasumujac, jeden czlowiek nie jest w stanie nic zrobic, dlatego zauwaz ze
    na tak wysokich stanowiskach sa ludzie dosc wiekowi z ogromnym
    doswiadczeniem i rownie rozleglymi znajomosciami.



  • 180. Data: 2002-11-28 03:08:41
    Temat: Re: Co to są znajomości?
    Od: "Leszek Wilczek" <w...@w...edu.pl>

    > (Ale, jeśli chcesz wiedzieć, to nie uważam, że należy im się
    > utrzymywanie nierentownych kopalń kosztem podatników.
    > Należy im się natomiast, tak zresztą jak i wszystkim,
    > inna praca, chociaż niekoniecznie w pełnym wymiarze
    > - jeśli nie przez stworzenie nowych możliwości pracy
    > w gospodarce, to przez właściwy podział istniejących.)

    Hmmm... to bardzo interesujace, sek w tym ze praca jest dosyc specyficznym
    towarem i o ile zywnosc jestes w stanie reglamentowac o tyle nie zmusisz
    ludzi np.: do oddania polowy pensji, a to wlasnie sugerujesz w swoim
    postulacie. Nie zapominaj ze redystrybucja PKB Polski wynosci 48%(bez o ile
    mnie pamiec nie myli ZUS) co stawia nas w czolowce swiatowej, oraz ze
    podatki placa procentowo najwiecej najbiedniejsi(podatek dochodowy, VAT,
    AKCYZA, cla, zawyzone ceny zywnosci i innych artykulow), a im czlowiek
    bogatszy tym placi ich mniej(ulgi, mniejszy udzial w koszyku zakupow
    artykulow oblozonych AKCYZA), oczywiscie ta sytuacja jest o wiele lepsza niz
    gdyby bogaci mieliby placic o wiele wiecej procentowo niz biedni(po prostu
    by dali dyla, a firmy by sie pozamykaly). Dobra tyle podatkow, ale ja
    jesszcze raz chce cie zapytac jaki masz pomysl na reglamentacje pracy:
    -podniesc podatki(skad trza wyplaca bezrobotne) i placic nie pracujacym przy
    okazji ich degenerujac(tak sie dzieje w Niemczech)
    -a moze system wachadlowy, miesiac ten miesiac tamten ;))(ciekawe jaka
    bedzie wydajnosc pracy skoro pracownik juz po dluzszym urlopie ma przez
    kilka dni mniejszcza wydajnosc ;)
    -a moze tez zrobic jak za komuny ze na stanowisko ktore mogl obslugiwac
    jeden osobnik pracowalo 2 lub 3 i dostawali rownie kiepskie
    apanaze(rozwiazanie prawie idealne tylko ze jeden robil a dwoch lezalo).

    Podaj jakies ciekawe rozsadne rozwiazanie. Po wojnie np.: w dosc ciekawy
    sposob rozwiazano problem braku mieszkan po prostu dokwaterowali prywatnym
    wlascicielom mieszkancow. Mieszkancy ci byli bardzo niewdzieczni i niszczyli
    mienie, nie placili czynszu, a po czasie kiedy dom byl juz w fatalnym stanie
    dostawali przeniesienie do lepszego lokalu. Wlasciciel zostawal ze
    zniszczonym mieniem i byl czesto w gorszej sytuacji niz owe rodziny, bo jemu
    lokal zastepczy nie przyslugiwal. Tyle historii





strony : 1 ... 10 ... 17 . [ 18 ] . 19 ... 29


Szukaj w grupach

Szukaj w grupach

Eksperci egospodarka.pl

1 1 1