eGospodarka.pl
eGospodarka.pl poleca

PracaGrupypl.praca.dyskusje › rekrutacja "na niby" - ciut długawe
Ilość wypowiedzi w tym wątku: 58

  • 31. Data: 2005-05-13 20:19:00
    Temat: Re: rekrutacja "na niby" - ciut długawe
    Od: lukasz sczygiel <g...@n...tw>

    PiotrG napisał(a):
    >
    >> A tak nawiasem. Kiedys sie mowilo ze na bezrybiu i rak ryba. Chyba
    >> jednak oni nie potrzebuja ryb...
    >
    > Mylisz sie - potrzebuja ryb. Ale ryb - a nie rakow ;-)
    >
    To znaczy ze jak nie ma ryb to gloduja? Cos mie sie wierzyc nie chce.
    Jak jest robota to IMO oplaca sie kogos przeszkolic, albo prace
    przeorganizowac zeby "rak" robote zrobil. A jak nikt roboty nie zrobi to
    nie ma zysku, okazja/kontrakt ucieka....


  • 32. Data: 2005-05-13 20:27:55
    Temat: Re: rekrutacja "na niby" - ciut długawe
    Od: "Immona" <c...@W...zpds.com.pl>


    Użytkownik "lukasz sczygiel" <g...@n...tw> napisał w wiadomości
    news:d6323k$3h4$1@news.onet.pl...
    > PiotrG napisał(a):
    >>
    >>> A tak nawiasem. Kiedys sie mowilo ze na bezrybiu i rak ryba. Chyba
    >>> jednak oni nie potrzebuja ryb...
    >>
    >> Mylisz sie - potrzebuja ryb. Ale ryb - a nie rakow ;-)
    >>
    > To znaczy ze jak nie ma ryb to gloduja? Cos mie sie wierzyc nie chce.
    > Jak jest robota to IMO oplaca sie kogos przeszkolic, albo prace
    > przeorganizowac zeby "rak" robote zrobil. A jak nikt roboty nie zrobi to
    > nie ma zysku, okazja/kontrakt ucieka....

    Znam dwie male firmy, w ktorych wlasciciel (w jednym przypadku wlascicielka)
    pracuja o wiele za duzo. Tak 12-14 godzin dziennie. Zakladajac, ze pracownik
    bylby tak samo wydajny jak oni w tym, co robia, lub chocby na 80%, spokojnie
    byloby ich stac na zatrudnienie pracownika - gdy szukali, w jednym przypadku
    plan to byl 1500 na reke, w drugim 1200 - nie zawrotne sumy, ale mysle, ze
    tez nie do skreslenia z gory przez absolwenta, a wsrod takich szukali.
    Odzyskane kilka godzin mogliby wtedy poswiecic na dalszy rozwoj firmy i
    wprowadzanie nowych pomyslow. Nie znalezli, nikt nie byl odpowiedni i dalej
    sie zaharowuja, zamiast sie odciazyc. Takich ukrytych etatow jest w naszej
    gospodarce mnostwo. Dodam, ze te przypadki dotyczyly pracy
    asystencko-biurowej, a wiec nie znienawidzonego zawodu handlowca czy kopania
    rowow. Jesli pragniesz, moge Ci nawet opowiedziec blizsze szczegoly tego,
    jak wygladala rekrutacja, jakie byly wymagania, jakie osoby sie pojawily i
    dlaczego nie pasowaly - bo znam oba przypadki dobrze, jeden z nich dotyczy
    kogos z mojej rodziny.

    I.



  • 33. Data: 2005-05-13 21:56:07
    Temat: Re: rekrutacja "na niby" - ciut długawe
    Od: lukasz sczygiel <g...@n...tw>

    Immona napisał(a):
    >>
    >>To znaczy ze jak nie ma ryb to gloduja? Cos mie sie wierzyc nie chce.
    >>Jak jest robota to IMO oplaca sie kogos przeszkolic, albo prace
    >>przeorganizowac zeby "rak" robote zrobil. A jak nikt roboty nie zrobi to
    >>nie ma zysku, okazja/kontrakt ucieka....
    >
    >
    > Znam dwie male firmy, w ktorych wlasciciel (w jednym przypadku wlascicielka)
    > pracuja o wiele za duzo. Tak 12-14 godzin dziennie. Zakladajac, ze pracownik
    > bylby tak samo wydajny jak oni w tym, co robia, lub chocby na 80%, spokojnie
    Zalozmy ze pracownik wyrobi 80% jako wykonawca (papiery, obliczenia,
    jakies inne czynnosci). Natomiast jesli chodzi o podejmowanie decyzji
    przez pracownika to w malych firmach jest zazwyczaj problem.
    Szef chcialby pracownika ktory bylby w stanie podjac decyzje
    samodzielnie. Ale z drugiej strony chcialby miec nad praca tegoz
    pracownika pelna kontrole.
    Ja to rozumiem. Ale jest to zazwyczaj droga przez meke. Pracowalem w
    takich miejscach gdzie szef wymagal zeby pracownicy sami podejmowali
    decyzje a po ich podjeciu i zreferowaniu co sie wybralo i dlaczego nagle
    okazywalo sie ze on chcialby cos tam jeszcze co diametralnie zmienialo
    postac rzeczy.

    > byloby ich stac na zatrudnienie pracownika - gdy szukali, w jednym przypadku
    > plan to byl 1500 na reke, w drugim 1200 - nie zawrotne sumy, ale mysle, ze
    > tez nie do skreslenia z gory przez absolwenta, a wsrod takich szukali.
    Zgodze sie co do sum dla absolwenta.

    > Odzyskane kilka godzin mogliby wtedy poswiecic na dalszy rozwoj firmy i
    > wprowadzanie nowych pomyslow. Nie znalezli, nikt nie byl odpowiedni i dalej
    > sie zaharowuja, zamiast sie odciazyc.
    O! I tu lezy problem.
    Czy naprawde tak trudno tak zorganizowac prace zeby pracownik mial jak
    malpa: w tym korytku prace do wykonania a w drugim juz wykonana?
    I nawet nie musi byc to pelny etat, chociaz jak szef sie odciazy to
    pewnie firme rozwinie i jednak sie z tej prostej pracy zrobi pelny etat.
    A pracownik w miedzyczasie sie doszlifuje i douczy.
    Wiem. Upraszczam. Ale jak widze jak to sie robi na zachodzie
    (holandia/irlandia) to takie cos mi przychodzi do glowy.
    Reszte pracy szef moze zrobic sam. Zaoszczedzi ze 3-6 godzin dziennie na
    tych nudnych prostych pracach.
    > Jesli pragniesz, moge Ci nawet opowiedziec blizsze szczegoly tego,
    > jak wygladala rekrutacja, jakie byly wymagania, jakie osoby sie pojawily i
    > dlaczego nie pasowaly - bo znam oba przypadki dobrze, jeden z nich dotyczy
    > kogos z mojej rodziny.
    Dawaj. Przeanalizujemy:)


  • 34. Data: 2005-05-14 11:47:23
    Temat: Re: rekrutacja "na niby" - ciut długawe
    Od: "Immona" <c...@W...zpds.com.pl>


    Użytkownik "lukasz sczygiel" <g...@n...tw> napisał w wiadomości
    news:d637pq$h9o$1@news.onet.pl...
    > Immona napisał(a):

    >> Znam dwie male firmy, w ktorych wlasciciel (w jednym przypadku
    >> wlascicielka) pracuja o wiele za duzo. Tak 12-14 godzin dziennie.
    >> Zakladajac, ze pracownik bylby tak samo wydajny jak oni w tym, co robia,
    >> lub chocby na 80%, spokojnie
    > Zalozmy ze pracownik wyrobi 80% jako wykonawca (papiery, obliczenia,
    > jakies inne czynnosci). Natomiast jesli chodzi o podejmowanie decyzji
    > przez pracownika to w malych firmach jest zazwyczaj problem.
    > Szef chcialby pracownika ktory bylby w stanie podjac decyzje samodzielnie.
    > Ale z drugiej strony chcialby miec nad praca tegoz pracownika pelna
    > kontrole.

    Chcialby miec pracownika, ktory jest samodzielny i na ktorym mozna na tyle
    polegac, ze go mozna zostawic bez kontroli. Z tym ostatnim jest zwykle
    problem.

    >> Jesli pragniesz, moge Ci nawet opowiedziec blizsze szczegoly tego, jak
    >> wygladala rekrutacja, jakie byly wymagania, jakie osoby sie pojawily i
    >> dlaczego nie pasowaly - bo znam oba przypadki dobrze, jeden z nich
    >> dotyczy kogos z mojej rodziny.
    > Dawaj. Przeanalizujemy:)

    Ok.
    Przypadek 1: mniejsza o branze, najwieksze obciazenie praca wynika z
    organizacji logistyki - dzialalnosc wymaga przerzucania ludzi i sprzetu z
    miejsca na miejsce w obrebie kilku sasiednich krajow, czesc tych ludzi
    jezdzi samochodami firmy, czesc wlasnymi, czesc jest podwozona przez tych,
    ktorzy jada akurat autem w zblizone miejsce - i wysylaniu ludzi z puli ludzi
    pracujacych nie na umowy, tylko na pojedyncze zlecenia w ramach stalej
    wspolpracy, czyli dorwaniu odpowiedniej osoby z posiadanej bazy na zyczenie
    klienta i ewentualnym zmuszeniu jej, zeby pojechala odrzucajac inne zajecia
    :). Ludzie (ci jezdzacy) sa w wiekszosci nie gadajacy jezykami i w razie
    kazdego problemu oczekuja, ze firma to za nich rozwiaze - i jest to
    rzeczywiscie rola firmy. Problemy, jakie sie zdarzaja, to np. pad samochodu
    na srodku drogi gdzies za granica, albo: policja zatrzymala za przekroczenie
    predkosci, czlowiek nie znajac jezyka nie moze sie dogadac, zostaje
    zatrzymany na troche czasu (to nie PL. gdzie da sie to zalatwic lapowka), a
    na wieczor musi dotrzec... Albo ktos, kto mial podwiezc 3 innych swoim
    autem, rezygnuje w ostatniej chwili z wyjazdu, samochody firmowe wszystkie
    sa zajete, w ciagu 2 godzin musza wyjechac. Zarzadzanie tym wszystkim polega
    na siedzeniu przy telefonie, odbieraniu sygnalow o problemach i ich
    rozwiazywaniu przez wydanie instrukcji postepowania, ponegocjowaniu z kims,
    znalezieniu zza biurka transportu czy awaryjnego zakwaterowania, kontakcie z
    firma ubezpieczajaca wyjezdnych w razie wypadkow itd. Trwa to caly dzien, w
    praktyce 16 godzin na dobe z wyjatkiem godzin pozno-nocnych, najwieksze
    natezenie w godzinach 7-15 i pracownik w tych godzinach by to mial przejac.
    Osoba ta by miala sama podejmowac decyzje w nietypowych sytuacjach (ktorych
    sie zdarza bardzo wiele) i doprowadzac do tego, zeby wszystko dotarlo na
    czas i wszyscy byli zadowoleni, metody dowolne, prawo do wydania pewnej
    ilosci firmowej kasy na zwiazane z tym wydatki takie jak np. zamowienie
    prywatnego transportu, gdy nie ma innej mozliwosci, bez koniecznosci
    zawracania glowy szefowej o zezwolenie na wydatek. Idealny pracownik jak
    najrzadziej molestowalby szefowa telefonem "co robic" i doprowadzalby do
    tego, ze wszystko funkcjonuje, a ona w tych godzinach moze w sposob jedynie
    rzadko zaklocany zajac sie czyms innym. Do tego obsluga korespondencji, w
    praktyce zarzadzanie zamowieniami, z ktorych wiekszosc przychodzi z
    wyprzedzeniem czasowym.
    Rekrutacja przez ogloszenie w popularnej gazecie, "prowadzenie biura",
    wyzsze + jeden (popularny) jezyk obcy, cechy osobowosciowe takie, jak
    wynikaja z powyzszego opisu. skutek: aplikacji oczywiscie duzo, ale okazuja
    sie to byc same niesamodzielne "sierotki marysie", 2 x okres probny (2 rozne
    osoby) doprowadzaja do rezygnacji, poniewaz szefowa nie jest ani troche
    odciazona i otrzymuje przecietnie 1-2 telefonow z wolaniem o pomoc na
    godzine, z ktorych spora czesc musi i tak sama obsluzyc, wiec wydatek sie
    nie oplaca.

    Zeby nie robic postu o zbyt duzej objetosci, wypowiedz moze najpierw swoja
    opinie odnosnie tego przypadku, zanim opisze ten drugi.

    I.



  • 35. Data: 2005-05-14 15:41:00
    Temat: Re: rekrutacja "na niby" - ciut długawe
    Od: Robert Sander <r...@o...pl>

    Immona napisał(a):

    > Przypadek 1: mniejsza o branze, najwieksze obciazenie praca wynika z
    > organizacji logistyki - dzialalnosc wymaga przerzucania ludzi i sprzetu z
    > miejsca na miejsce w obrebie kilku sasiednich krajow, czesc tych ludzi

    W tym przypadku najlepiej podkupic spedytora z ktorejs z firm
    kurierskich. Pracuja za mniej niz 1k netto wiec za 1,5k powinno sie
    udac.

    Robert


  • 36. Data: 2005-05-14 20:16:41
    Temat: Re: rekrutacja "na niby" - ciut długawe
    Od: lukasz sczygiel <g...@n...tw>

    Immona napisał(a):
    > Użytkownik "lukasz sczygiel" <g...@n...tw> napisał w wiadomości
    > news:d637pq$h9o$1@news.onet.pl...
    >
    >>Immona napisał(a):
    >
    >

    > Chcialby miec pracownika, ktory jest samodzielny i na ktorym mozna na tyle
    > polegac, ze go mozna zostawic bez kontroli. Z tym ostatnim jest zwykle
    > problem.
    >
    Generalnie z tym sie zgadzam.
    >

    > Przypadek 1:
    [ciach praca wymagajaca gietkosci umyslu, umiejetnosci rozwiazywania
    problemow itp.]
    > Rekrutacja przez ogloszenie w popularnej gazecie, "prowadzenie biura",
    > wyzsze + jeden (popularny) jezyk obcy, cechy osobowosciowe takie, jak
    > wynikaja z powyzszego opisu. skutek: aplikacji oczywiscie duzo, ale okazuja
    > sie to byc same niesamodzielne "sierotki marysie", 2 x okres probny (2 rozne
    > osoby) doprowadzaja do rezygnacji, poniewaz szefowa nie jest ani troche
    > odciazona i otrzymuje przecietnie 1-2 telefonow z wolaniem o pomoc na
    > godzine, z ktorych spora czesc musi i tak sama obsluzyc, wiec wydatek sie
    > nie oplaca.
    >
    Czy bylo opracowane jakies zestawienie pomagajace rozwiazywac tego typu
    problemy? Taki papierowy przewodnik.
    Sadze ze ci probni pracownicy po prostu nie wiedzieli na co moga sobie
    pozwolic a na co nie. Dlatego asekuracyjnie pytali szefowa "co teraz?".
    A co jesli ta "sierotka" zawali sprawe warta powiedzmy 5-8 tysiecy zl?
    Mysle ze przy zatrudnianiu warto bylo by zainwestowac troche czasu w
    opracowanie pewnych szkicow zachowan. Wtedy po zaistnieniu sytuacji
    awaryjnej "sierotka" wiedziala by co zrobic "bo na papierze stoi jak
    byk" A jesli "sierotka" miala by troche samodzielnosci to po napotkaniu
    sytuacji niestandardowej potrafila by ja scharakteryzowac w kilku
    zdaniach i szefowa miala by poglad na sytuacje i wystarczylo by aby
    podjela decyzje w stylu "rozwiazanie a lub b" a reszta zajela by sie
    "sierotka"
    Jak byla sformulowana kwota na wydatki, ktore mogla popelnic "sierotka"?
    Absolwenci maja to do siebie ze albo sa glupi (brak doswiadczenia) i
    brawurowi albo inteligentni na tyle aby nie "wychylac sie dzialaniem" i
    nie popelniac bledow krytycznych (glownie finansowo).
    To pierwsze jak i drugie daje sie naprawic ale trzeba na to poswiecic
    duzo czasu i pracy. I co gorsza nie da sie tego uniknac. Nie da sie
    nabyc doswiadczenia bez popelniania bledow. Ale dobry szef tak
    zorganizuje prace aby "sierotka" jednak zmadrzala.

    Wiem ze zabrzmie mantrycznie. Ale powtorze: jasne wytyczne i jasno
    okreslony zakres kompetencji. To zazwyczaj czyni cuda.


  • 37. Data: 2005-05-15 12:06:21
    Temat: Re: rekrutacja "na niby" - ciut długawe
    Od: "Immona" <c...@W...zpds.com.pl>


    Użytkownik "lukasz sczygiel" <g...@n...tw> napisał w wiadomości
    news:d65mba$cl6$1@news.onet.pl...
    > Immona napisał(a):
    >> Użytkownik "lukasz sczygiel" <g...@n...tw> napisał w wiadomości
    >> news:d637pq$h9o$1@news.onet.pl...
    >>
    >>>Immona napisał(a):
    >> Przypadek 1:
    > [ciach praca wymagajaca gietkosci umyslu, umiejetnosci rozwiazywania
    > problemow itp.]
    >> Rekrutacja przez ogloszenie w popularnej gazecie, "prowadzenie biura",
    >> wyzsze + jeden (popularny) jezyk obcy, cechy osobowosciowe takie, jak
    >> wynikaja z powyzszego opisu. skutek: aplikacji oczywiscie duzo, ale
    >> okazuja sie to byc same niesamodzielne "sierotki marysie", 2 x okres
    >> probny (2 rozne osoby) doprowadzaja do rezygnacji, poniewaz szefowa nie
    >> jest ani troche odciazona i otrzymuje przecietnie 1-2 telefonow z
    >> wolaniem o pomoc na godzine, z ktorych spora czesc musi i tak sama
    >> obsluzyc, wiec wydatek sie nie oplaca.
    >>
    > Czy bylo opracowane jakies zestawienie pomagajace rozwiazywac tego typu
    > problemy? Taki papierowy przewodnik.

    Tak. Zawieral liste nazwisk i telefonow osob z roznych regionow, do ktorych
    mozna zadzwonic w razie wystepowania tych problemow, ktore zdarzaly sie na
    tyle czesto, ze procedura zostala wypracowana: zaprzyjaznione warsztaty,
    pensjonaty, osoby majace sie zaopiekowac przyjezdnymi na miejscu,
    zleceniodawcy, prywatny transport etc. Do tego instrukcje ustne na poczatku.

    > Sadze ze ci probni pracownicy po prostu nie wiedzieli na co moga sobie
    > pozwolic a na co nie. Dlatego asekuracyjnie pytali szefowa "co teraz?".

    Wiekszosc rozwiazywania problemow nie wymagala naruszenia srodkow firmy,
    tylko wykonania odpowiednich telefonow i zdalnego zorganizowania planu
    awaryjnego.

    > A co jesli ta "sierotka" zawali sprawe warta powiedzmy 5-8 tysiecy zl?

    W obrocie czy zysku? W obrocie liczac chodzi o znacznie wieksze sumy,
    zreszta w zysku biorac pod uwage dlugofalowosc wspolpracy i wplyw
    nienagannego dzialania wszystkiego na wspolprace z danym klientem, tez
    wiecej - gdy liczyc lifetime value klienta.

    > Mysle ze przy zatrudnianiu warto bylo by zainwestowac troche czasu w
    > opracowanie pewnych szkicow zachowan. Wtedy po zaistnieniu sytuacji
    > awaryjnej "sierotka" wiedziala by co zrobic "bo na papierze stoi jak byk"
    > A jesli "sierotka" miala by troche samodzielnosci to po napotkaniu

    Ok. 50% sytuacji jest niestandardowa ze wzgledu na rozproszenie
    terytorialne. Zajscie jakiegos wydarzenia w jednym regionie moze byc
    "oskryptowane", bo juz kiedys zaszlo tam i zostaly wyrobione kontakty w
    okolicy pozwalajace na sprawne zadzialanie. Przypadek niestandardowy polega
    w 90% na tym, ze nalezy samodzielnie znalezc odpowiednie osoby i naklonic je
    do wspolpracy. Przyklad: utrata narzedzi w czasie podrozy - znalezienie w
    poblizu, poslugujac sie katalogami teleadresowymi i netem firmy, ktora ze
    wzgledu na branze moze te narzedzia miec - zadzwonienie i blaganie o
    wypozyczenie za kase lub w ramach branzowej solidarnosci, potem skierowanie
    tam pracownika. Jak sie dzwoni z czyms takim jako obca osoba, trzeba miec
    umiejetnosci perswazyjne - choc problemy wystepowaly raczej na etapie
    wymyslenia, kogo nalezy poszukac i znalezienia go.

    > Wiem ze zabrzmie mantrycznie. Ale powtorze: jasne wytyczne i jasno
    > okreslony zakres kompetencji. To zazwyczaj czyni cuda.

    Sluchaj: ja rozumiem tworzenie regulaminow, pisemnych procedur i zakresow
    obowiazkow w sredniej firmie, ale w malej, ktora musi byc elastyczna,
    opisanie wszystkiego (i tak by sie nie dalo wszystkiego opisac) zajeloby
    bardzo duzo czasu. A potem i tak sie zdarzy cos nie opisanego i co -
    pracownik moze nie podejmowac dzialania "bo to nie bylo tu opisane"? dodam,
    ze jak kiedys na 4 dni, z lista telefonow i ustna instrukcja, przejelam to
    wszystko w wymiarze 24h/dobe, to dzwonilam o pomoc dwa razy. Sadze tez, ze
    po miesiacu dzwonilabym dwa razy na miesiac. Tyle, ze ja nie chce tego
    robic. Naprawde, potrzeba rozsadnego myslenia w rozwiazywaniu dosc
    przyziemnych spraw, a nie biurokratycznych procedur. Masz jeszcze uwagi czy
    przejsc do opisu drugiego przypadku?

    I.



  • 38. Data: 2005-05-15 23:04:22
    Temat: Re: rekrutacja "na niby" - ciut długawe
    Od: lukasz sczygiel <g...@n...tw>

    Immona napisał(a):
    >>Czy bylo opracowane jakies zestawienie pomagajace rozwiazywac tego typu
    >>problemy? Taki papierowy przewodnik.
    >
    >
    > Tak. Zawieral liste nazwisk i telefonow osob z roznych regionow, do ktorych
    > mozna zadzwonic w razie wystepowania tych problemow, ktore zdarzaly sie na
    > tyle czesto, ze procedura zostala wypracowana: zaprzyjaznione warsztaty,
    > pensjonaty, osoby majace sie zaopiekowac przyjezdnymi na miejscu,
    > zleceniodawcy, prywatny transport etc. Do tego instrukcje ustne na poczatku.
    >
    >
    OK. Mnie by wystarczylo.
    >>Sadze ze ci probni pracownicy po prostu nie wiedzieli na co moga sobie
    >>pozwolic a na co nie. Dlatego asekuracyjnie pytali szefowa "co teraz?".
    >
    >
    > Wiekszosc rozwiazywania problemow nie wymagala naruszenia srodkow firmy,
    > tylko wykonania odpowiednich telefonow i zdalnego zorganizowania planu
    > awaryjnego.
    >
    >
    A to zgoda, nic fikusnego.


    >>Wiem ze zabrzmie mantrycznie. Ale powtorze: jasne wytyczne i jasno
    >>okreslony zakres kompetencji. To zazwyczaj czyni cuda.
    >
    >
    > Sluchaj: ja rozumiem tworzenie regulaminow, pisemnych procedur i zakresow
    > obowiazkow w sredniej firmie, ale w malej, ktora musi byc elastyczna,
    > opisanie wszystkiego (i tak by sie nie dalo wszystkiego opisac) zajeloby
    > bardzo duzo czasu. A potem i tak sie zdarzy cos nie opisanego i co -
    > pracownik moze nie podejmowac dzialania "bo to nie bylo tu opisane"?
    Nie. Wtedy dzwoni po porade do szefowej. Ale juz rozumiem mniej wiecej
    jak wyglada sytuacja.

    Tyle ze dalej jakos nie moge sobie wyobrazic ze nie mozna znalezc
    kompetentnej osoby/absolwenta ktora sobie dala by z tym rade.
    Na czym opieram taki osad? Mysle ze kilku znajomych dalo by sobie z tym
    rade (sa bezrobotni albo "malo robotni"), dlatego jakos nie wierze ze
    takich dusz brak. No ale jednak wszystko mozliwe i klocic sie z tym nie
    bede. Sugeruje zmienic metode szukania takowego pomocnika.
    >dodam,
    > ze jak kiedys na 4 dni, z lista telefonow i ustna instrukcja, przejelam to
    > wszystko w wymiarze 24h/dobe, to dzwonilam o pomoc dwa razy. Sadze tez, ze
    > po miesiacu dzwonilabym dwa razy na miesiac. Tyle, ze ja nie chce tego
    > robic. Naprawde, potrzeba rozsadnego myslenia w rozwiazywaniu dosc
    > przyziemnych spraw, a nie biurokratycznych procedur.
    > Masz jeszcze uwagi czy
    > przejsc do opisu drugiego przypadku?
    Daj drugi przypadek.


  • 39. Data: 2005-05-16 10:26:45
    Temat: Re: rekrutacja "na niby" - ciut długawe
    Od: rossel <r...@n...com>

    Immona napisał(a):


    > :). Ludzie (ci jezdzacy) sa w wiekszosci nie gadajacy jezykami i w razie
    > kazdego problemu oczekuja, ze firma to za nich rozwiaze

    I tacy spece z każdym problemikiem dzwonią i żalą się, że coś się nie
    udało ?

    > Problemy, jakie sie zdarzaja, to np. pad samochodu
    > na srodku drogi gdzies za granica

    I co ma zrobić taki pracownik w Polsce przez telefon. Powiedzieć takiemu
    patafianowi gdzie jest koło zapasowe?? Jakiego klucza zastosować aby
    kapcia odkręcić???
    , albo: policja zatrzymala za przekroczenie
    > predkosci, czlowiek nie znajac jezyka nie moze sie dogadac,

    No wybacz! Ale jeszcze nigdy nie słyszałem aby pracodawcę interesowały
    mandaty na jakie zasłużył pracownik.

    > Zarzadzanie tym wszystkim polega
    > na siedzeniu przy telefonie, odbieraniu sygnalow o problemach i ich
    > rozwiazywaniu przez wydanie instrukcji postepowania, ponegocjowaniu z kims,
    > znalezieniu zza biurka transportu czy awaryjnego zakwaterowania, kontakcie z
    > firma ubezpieczajaca wyjezdnych w razie wypadkow itd.

    Ci mobilni pracownicy to chyba jakaś banda przedszkolaków. A ten w
    Polsce przy telefonie ma służyć im za nianę???
    A gdzie ta typowo polska zaradność???



    > metody dowolne, prawo do wydania pewnej
    > ilosci firmowej kasy na zwiazane z tym wydatki takie jak np. zamowienie
    > prywatnego transportu, gdy nie ma innej mozliwosci, bez koniecznosci
    > zawracania glowy szefowej o zezwolenie na wydatek.

    Załóżmy, że szefowa ma "zły dzień". I dosadnym tonem informuje, wydatki,
    które były poniesione, są bezzasadne. Co załóżmy, że nie jest to prawda.
    I co dalej....???? "Sierotka Marysia Przy Telefonie" w jej mniemaniu
    spieprzyła robotę!!!

    Idealny pracownik jak
    > najrzadziej molestowalby szefowa telefonem "co robic" i doprowadzalby do
    > tego, ze wszystko funkcjonuje, a ona w tych godzinach moze w sposob jedynie
    > rzadko zaklocany zajac sie czyms innym.

    Chyba idalnym pracownikiem byłby Jasnowidz. Wiedział by: gdzie jest koło
    zapasowe, skrzynka z narzędzimi, najbliższy serwis samochodowy, łapówkę
    z policjantem ustalił przez telefon, służył otuchą i dobrym słowem
    "mobilnym specjalistom", opowiedział im na dobranoc bajeczkę, dał dobrą
    redę co zrobić by nie było kaca, wiedział kiedy szefowa ma okres i
    unikał jej z daleka. Słyszałem, że jasnowidzowi za godzinę pracy płaci
    się 100 zł. Więc tak praca za 1500 to na jeden dzień w miesiącu w
    okresie przeprowadzki "niemowląt" z jednej budowy na drugą, czy tak????


    > Rekrutacja przez ogloszenie w popularnej gazecie, "prowadzenie biura",
    > wyzsze + jeden (popularny) jezyk obcy,

    Błąd!!! powinno być "jasnowidz pilnie poszukiwany".

    > okazuja sie to byc same niesamodzielne "sierotki marysie",

    To się nie ma czemu dziwić. Bo szukali niewłściwej osoby.

    > doprowadzaja do rezygnacji,

    Jeżeli "sierotki" zrezygnowały to się nie ma czemu dziwić.


  • 40. Data: 2005-05-16 10:52:12
    Temat: Re: rekrutacja "na niby" - ciut długawe
    Od: "Immona" <c...@W...zpds.com.pl>


    Użytkownik "lukasz sczygiel" <g...@n...tw> napisał w wiadomości
    news:d68khn$s6r$1@news.onet.pl...
    > Immona napisał(a):
    >
    > Tyle ze dalej jakos nie moge sobie wyobrazic ze nie mozna znalezc
    > kompetentnej osoby/absolwenta ktora sobie dala by z tym rade.
    > Na czym opieram taki osad? Mysle ze kilku znajomych dalo by sobie z tym
    > rade (sa bezrobotni albo "malo robotni"), dlatego jakos nie wierze ze
    > takich dusz brak. No ale jednak wszystko mozliwe i klocic sie z tym nie
    > bede. Sugeruje zmienic metode szukania takowego pomocnika.

    Chodzilo glownie o niesmialosc. Dzwoni taki, mowia mu ze nie i on/a dzwoni
    do szefowej z bezradnoscia "powiedzieli, ze tak sie nie da zrobic.". Jak to
    sie nie da? zawsze sie da :) i trzeba nakrzyczec lub uprosic. W momencie,
    jak trzeba bylo kogos oczarowac czy op...ic, to wszyscy wysiadali. Wiekszosc
    ludzi sie poddawala po pierwszej odmowie, zamiast byc odpowiednio namolnym.

    > Daj drugi przypadek.
    >
    Mniej zlozony. Sekretarka do biura handlowego prowadzonego przez malzenstwo.
    Korespondencja, zamowienia, udzielanie informacji telefonicznej, znajomosc
    jednego jezyka obcego (druga klasa popularnosci, czyli nie ang/niem, ale
    jezyk duzego kraju europejskiego) itd. Tu przyznam, ze problem byl bardziej
    oczywisty - w biurze byl balagan, bo prowadzacy je, ktorzy tym zyli
    kilkanascie godzin na dobe, doskonale sie orientowali, co gdzie jest, co
    kiedy jest itd.. Osoba przychodzaca musiala sobie zorganizowac
    uporzadkowanie dokumentow, procedury itd. samodzielnie. Nikt na to nie wpadl
    ani nie dal rady, zapomniane terminy itd. Problem podobny - nieumiejetnosc
    samodzielnego "wziecia za morde" problemu, bierne oczekiwanie zalatwienia
    wszystkiego przez zwierzchnikow.

    Teraz o tych znajomych, ktorzy by dali rade. Nie znam ich i nie zaryzykuje
    stwierdzenia, ze by sobie nie dali rady. Problem w tym, ze wszystkie osoby
    starajace sie o te prace czy przyjmowane na okres probny rowniez byly o tym
    przekonane - nie majac doswiadczenia i nie wiedzac, jak to w praktyce
    wyglada. Potem nie byly w stanie zapanowac nad naplywem informacji albo
    asertywnie zadzialac w kontakcie z obca osoba, od ktorej sie czegos chce.
    Aha, znajomosc jezyka obcego tez w wiekszosci przypadkow byla faktycznie
    gorsza niz deklarowana.

    I.


strony : 1 ... 3 . [ 4 ] . 5 . 6


Szukaj w grupach

Szukaj w grupach

Eksperci egospodarka.pl

1 1 1