eGospodarka.pl
eGospodarka.pl poleca

PracaGrupypl.praca.dyskusje › Czy polskie uczelnie są oderwane od rzeczywistości?
Ilość wypowiedzi w tym wątku: 70

  • 11. Data: 2005-04-17 17:12:08
    Temat: Re: Czy polskie uczelnie są oderwane od rzeczywistości?
    Od: "Immona" <c...@W...zpds.com.pl>


    Użytkownik "bca" <p...@o...pl> napisał w wiadomości
    news:14fe.00000605.426289fa@newsgate.onet.pl...

    > 6.A dlaczego informatycy nie mają pracy? Bo:
    > - w ogóle jest bezrobocie, tak duże, że kwalifikacje tracą na znaczeniu;

    Wysokie kwalifikacje nie traca na znaczeniu, wrecz przeciwnie - wysoko
    wykwalifikowanych ludzi sobie firmy wyrywaja z rak. Siemens, Motorola i inni
    duzy pracodawcy z branzy z otwartymi ramionami przyjmuja osoby spelniajace
    ich wymagania i daja im na wstepie wiecej niz srednia krajowa, czasem
    znacznie wiecej. Ale jesli ktos ich wymagan nie spelnia, to jego zdanie o
    sobie jako o informatyku z duzymi kwalifikacjami moze byc mylne.

    > - pracodawcy zatrudniają ludzi bez wykształcenia, bo dzięki rozwojowi
    > informatyki obsługa urządzeń jest prosta;

    Zawsze myslalam, ze "rdzeniem" informatyki jest projektowanie i
    programowanie, a nie obsluga urzadzen. Informatyk projektuje i programuje
    mikroprocesory w pralce czy samochodzie, a obsluguje to ja. Natomiast
    oprogramowanie dla biznesu czy sprzetu przemyslowego tworzy sie wlasnie tak,
    zeby byli je w stanie obslugiwac ludzie bez kwalifikacji informatycznych, bo
    znaczaco to zmniejsza koszty eksploatacji.

    > - nie jest prawdą, że do wykonania dużego projektu potrzeba wielu
    > informatyków.

    Sorry, a jaki znasz najwiekszy projekt? Ja kojarze takie, gdzie setka osob
    pracuje przez trzy lata - z dobra organizacja, najnowoczesniejszym sprzetem
    i softem i dobrym projektem i sa to ludzie z doswiadczeniem.

    Moze mam skrzywienie, bo znam samych "koncernowych" informatykow z garscia
    certyfikatow programistycznych - i troche dziwnie sie czuje, gdy
    informatykiem tytuluje sie ktos, kto jest serwisantem sprzetu, helpdeskiem
    czy adminem osiedlowej sieci.

    A ze polskie uczelnie w tej dziedzinie ksztalca dobrze, to sie zgadzam -
    Polska ma miedzynarodowe sukcesy i przyciagnela sporo zagranicznych
    inwestorow z branzy IT, ktorzy wybierali miejsce inwestycji ze wzgledu na
    dobra dostepnosc wykwalifikowanej sily roboczej. Ale przy tym kierunku
    studiow nie mozna sie ograniczac do samego programu uczelni i trzeba sie
    douczac w wybranej technologii na wlasna reke, uczelnie daja dobre podstawy,
    ale zaawansowanej specjalizacji zgodnej z biezacymi potrzebami rynku juz
    nie, przynajmniej wiekszosc.

    I.



  • 12. Data: 2005-04-17 18:41:41
    Temat: Re: Czy polskie uczelnie są oderwane od rzeczywistości?
    Od: "bca" <p...@o...pl>

    >> 6.A dlaczego informatycy nie mają pracy? Bo:
    >> - w ogóle jest bezrobocie, tak duże, że kwalifikacje tracą na znaczeniu;
    >Wysokie kwalifikacje nie traca na znaczeniu, wrecz przeciwnie - wysoko
    >wykwalifikowanych ludzi sobie firmy wyrywaja z rak. Siemens, Motorola i inni
    >duzy pracodawcy z branzy z otwartymi ramionami przyjmuja osoby spelniajace
    >ich wymagania i daja im na wstepie wiecej niz srednia krajowa, czasem
    >znacznie wiecej. Ale jesli ktos ich wymagan nie spelnia, to jego zdanie o
    >sobie jako o informatyku z duzymi kwalifikacjami moze byc mylne.
    Nic na temat relacji 'bezrobocie <-> kwalifikacje'. Czy rozumiesz
    zdanie 'jeżeli -> to' ?

    >Zawsze myslalam, ze "rdzeniem" informatyki jest projektowanie i
    >programowanie, a nie obsluga urzadzen. Informatyk projektuje i programuje
    >mikroprocesory w pralce,
    Ilu ich jest?

    >> - nie jest prawdą, że do wykonania dużego projektu potrzeba wielu
    >> informatyków.
    >Sorry, a jaki znasz najwiekszy projekt? Ja kojarze takie, gdzie setka osob
    >pracuje przez trzy lata - z dobra organizacja, najnowoczesniejszym sprzetem
    >i softem i dobrym projektem i sa to ludzie z doswiadczeniem.
    To może jednak te projekty były źle zaprojektowane i kierowane? :)

    > troche dziwnie sie czuje, gdy
    >informatykiem tytuluje sie ktos, kto jest serwisantem sprzetu, helpdeskiem
    >czy adminem osiedlowej sieci.
    Brak ci pojęcia o pracy dobrego informatyka &#8211; administratora np. w dużej firmie

    produkcyjnej.
    Wielu ludziom wydaje się, że jest to serwisant sprzętu, admin, człowiek od
    helpdesku.
    Tam nie ma czasu na programowanie &#8211; faktycznie, ale żeby przyspieszając pracę
    jednego systemu nie zagłodzić innych, i przy okazji nic nie zepsuć, potrzebna
    jest gruntowna wiedza informatyczna.
    A że wykonują ją często partacze, którzy jak coś padnie mówią: Microsoft
    winien &#8211; to już wina pracodawców, którzy wybierają ludzi bez kwalifikacji, bo
    są tańsi, lub poleceni przez zwierzchników.




    --
    Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl


  • 13. Data: 2005-04-17 18:57:06
    Temat: Re: Czy polskie uczelnie są oderwane od rzeczywistości?
    Od: "Immona" <c...@W...zpds.com.pl>


    Użytkownik "bca" <p...@o...pl> napisał w wiadomości
    news:14fe.0000065e.4262ade4@newsgate.onet.pl...
    >>> 6.A dlaczego informatycy nie mają pracy? Bo:
    >>> - w ogóle jest bezrobocie, tak duże, że kwalifikacje tracą na znaczeniu;
    >>Wysokie kwalifikacje nie traca na znaczeniu, wrecz przeciwnie - wysoko
    >>wykwalifikowanych ludzi sobie firmy wyrywaja z rak. Siemens, Motorola i
    >>inni
    >>duzy pracodawcy z branzy z otwartymi ramionami przyjmuja osoby spelniajace
    >>ich wymagania i daja im na wstepie wiecej niz srednia krajowa, czasem
    >>znacznie wiecej. Ale jesli ktos ich wymagan nie spelnia, to jego zdanie o
    >>sobie jako o informatyku z duzymi kwalifikacjami moze byc mylne.
    > Nic na temat relacji 'bezrobocie <-> kwalifikacje'. Czy rozumiesz
    > zdanie 'jeżeli -> to' ?

    Napisalas, ze bezrobocie jest tak duze, ze kwalifikacje traca na znaczeniu
    (domyslnie: przy szukaniu pracy). Co zle zrozumialam? Bo wlasnie z tym sie
    nie zgadzam - kwalifikacje na znaczeniu zyskuja dzieki rozwojowi coraz
    bardziej zaawansowanych technologii.

    >>Zawsze myslalam, ze "rdzeniem" informatyki jest projektowanie i
    >>programowanie, a nie obsluga urzadzen. Informatyk projektuje i programuje
    >>mikroprocesory w pralce,
    > Ilu ich jest?

    Sam przemysl motoryzacyjny, AGD, telefonii i maszyn
    przemyslowych/farmaceutycznych wchlania w UE wielka ilosc informatykow. Bo
    to jest duzy przemysl. Programowanie mikroprocesorow to powazna dzialka w
    tej branzy.

    >
    >>> - nie jest prawdą, że do wykonania dużego projektu potrzeba wielu
    >>> informatyków.
    >>Sorry, a jaki znasz najwiekszy projekt? Ja kojarze takie, gdzie setka osob
    >>pracuje przez trzy lata - z dobra organizacja, najnowoczesniejszym
    >>sprzetem
    >>i softem i dobrym projektem i sa to ludzie z doswiadczeniem.
    > To może jednak te projekty były źle zaprojektowane i kierowane? :)

    Nie sadze. To po prostu projekty dla calych wielkich przemyslow takich jak
    np. energetyczny, lotniczy czy farmaceutyczny, ktore sa takiej wielkosci ze
    wzgledu na duza ilosc funkcji, szczegolow i koniecznosc calkowitej
    bezblednosci w dzialaniu i nie da sie tego przeskoczyc. Prywatne firmy na
    prywatne zamowienia musza robic efektywnie, bo inaczej by wypadly z rynku.

    >
    >> troche dziwnie sie czuje, gdy
    >>informatykiem tytuluje sie ktos, kto jest serwisantem sprzetu, helpdeskiem
    >>czy adminem osiedlowej sieci.
    > Brak ci pojęcia o pracy dobrego informatyka &#8211; administratora np. w
    > dużej firmie
    > produkcyjnej.

    Duza firma produkcyjna to cos innego niz siec osiedlowa. Admin bankowy czy
    duzej firmy hostingowej to jest ta dzialka "wyzszej polki" dla adminow.

    > A że wykonują ją często partacze, którzy jak coś padnie mówią: Microsoft
    > winien &#8211; to już wina pracodawców, którzy wybierają ludzi bez
    > kwalifikacji, bo
    > są tańsi, lub poleceni przez zwierzchników.

    Najlepsze firmy wybieraja najlepszych, bo wiedza, ze im sie to oplaca -
    zwlaszcza w takiej branzy, w ktorej wiele projektow sie nie udaje lub w
    ktorej skutki zlego adminowania/zaprogramowania moga byc grozne dla zycia
    ludzkiego lub istnienia calej firmy z korzystajacej.

    I.



  • 14. Data: 2005-04-17 19:51:05
    Temat: Re: Czy polskie uczelnie są oderwane od rzeczywistości?
    Od: Jan Kowalski <J...@n...pisz.tu>

    >> nie dzwoni do "punktu zamówień" z różnych powodów, a obrót którymi
    >> jest bardzo wysoki. To sprzedają właśnie PH, "doradcy" itp.
    >>
    > Mamy na to dowody w postaci wielu nietrafionych zakupów, szczególnie
    > w administracji różnego szczebla, zusach, problemów z przetargami i
    > całą ta otoczką niezbyt etycznej działalności wielu PH. Generalnie,
    > jak oceniasz trafność inwestycji robionych w ten sposób? Czy może
    > Cię ten aspekt nie interesuje?

    1. Zbieram np. (zależy od sieci jaką akurat organizuję) bazę klientów.
    Staram się ich utrzymać na stałe. Jak sobie to wyobrażasz przy
    "niezbyt etycznej" pracy?
    2. Jeżeli w sklepach leży różny towar i kupisz coś nietrafionego, na
    kogo zwalisz winę i przypniesz etykietkę nieetyczności - sprzedawcy?
    Coś mi się zdaje, że usiłujesz usprawiedliwiać ludzi, co dają się
    naciągać również przez każdego ulicznego sprzedawcę kaset albo
    zawodowych żebraków.

    > Dodam, że z grona PH rekrutują się szefowie, a awans osoby
    > niesprzedającej należy do rzadkości. Stąd nie ma co przy tych
    > szefach poruszać kwestii technicznych.

    Coś tu nie zrozumiałem. Szefem działu handlowego ma być specjalista od
    spraw technicznych? Bo sądziłem, że takie sprawy (znajomości produktu)
    reguluje wiedza sprzedawcy, czy to zawodowa, czy uzyskana w drodze
    odpowiednich szkoleń. W końcu dział sprzedaży to nie dział serwisu...

    >> I odpowiedź na pytanie, "czy polskie uczelnie są oderwane":
    >> rolę edukacyjną w tym względzie powinno wziąść na siebie państwo,
    >> a nie uczelnie. Rolą uczelni jest takie przygotowanie edukacji na

    > Dotąd się zgadzałem z Tobą w skali makro, ale tutaj muszę
    > zaprotestować. Sterowanie i limity już były stosowane z mizernym
    > skutkiem. Państwo nie potrafi przewidzieć popytu na wiedzę.

    A kto tu wspomina o sterowaniu i limitach? Przecież jak byk stało (w
    mojej wypowiedzi), że uczelnie powinny odpowiadać wyłącznie na
    zainteresowanie studentów. Powyżej również pisze, że państwo powinno
    wziąść na siebie rolę edukacyjną, a nie nakazowo-zakazowo-sterującą.
    Pisałem również, że powinny być prowadzone badania (przez odpowiednio
    wyspecjalizowane instytucje) w zakresie prognozowania rozwoju
    stanowisk pracy. Dlaczego nie czytasz ze zrozumieniem?

    >> danym kierunku, żeby absolwent po ukończeniu studiów był faktycznie
    >> a nie tylko teoretycznie (i to jest często wątpliwe) przygotowany
    >> do pracy i... myślenia.

    > Z tym przygotowaniem do konkretnej pracy to wielokrotnie powtarzany
    > mit. Uczelnie nie są w stanie przygotować absolwenta do wykonywania
    > konkretnej pracy, nie tylko z powodu jej różnorakiej specyfiki w
    > różnych firmach, ale i ewolucji wymagań w czasie. Mogą jedynie dawać
    > wiedzę podstawową. Ten temat był już na tej grupie poruszany i co
    > ciekawe głosy krajowe wspierały raczej Twój punkt widzenia,
    > zagraniczne wskazywały na docenianie w tamtych stronach kształcenia
    > ogólnego. Z tego wynika, że zamiast "i" w "do pracy i myślenia"
    > powinieneś postawić "albo".

    Napisałem "przygotowany do pracy" a nie konkretnego zawodu czy
    stanowiska. Absolwenci zbyt często nie wiedzą, co to jest praca.
    Może napiszę teraz nie dosłownie na ten temat, ale powinno to dać
    wyobrażenie skali problemu, na temat wizji pracy u studentów:
    Na zaproszenie (2-3 dni przed rozmową rekrutacyjną) stawiło się 90%
    kandydatów mających za sobą już jakiś staż pracy oraz 10% studentów
    lub absolwentów bez stażu. Każdy potwierdzał przybycie.

    >> O czym tu mówić, jesli absolwenci uczelni nie potrafią często
    >> czytać ze zrozumieniem?
    >>
    > Edukacja nie radzi sobie z oporem materii. Jeśli 80% młodzieży idzie
    > na studia to czemu się dziwić? Przecież czytanie ze zrozumieniem to
    > nie jest temat dla szkoły wyższej.

    Nie? A przed momentem pisałeś, że powinna dawać ogólne przygotowanie
    do pracy w danym kierunku. Więc w jakim celu? Bo wnioskując dalej z
    tego, co piszesz, absolwent powinien umieć myśleć i wyciągać wnioski.
    Bo jak inaczej dostosuje tą ogólną wiedzę do konkretnych warunków?
    Nie zrobi tego, jeżeli nie potrafi przeczytać do końca i zrozumieć
    prostego tekstu. Zrobiłem ostatnio test na rozumienie słowa czytanego.
    Na początku pisało, że należy przeczytać najpierw całość, a potem
    kolejno wykonywać polecenia zawarte w piśnie. W ostatnim zdaniu było
    napisane, żeby jednak nie wykonywać nic z tego, co wcześniej pisało,
    gdyż test służy wyłącznie do sprawdzenia umiejętności czytania.
    Tego testu nie zaliczył nikt - każdy wykonywał kolejno wszystkie
    polecenia. W teście udział braly wyłącznie osoby z wyższym
    wykształceniem. Identyczną umiejętność czytania (już na etapie
    przysyłania aplikacji) wykazuje ponad 90% przystępujących do procesu
    rekrutacyjnego.

    J.K.
    --
    ====== kilka ofert zatrudnienia: www.zapraszam.pl/praca/ ======
    1 września o 12.00 Warszawa, Meissnera 5 - otwarcie jubileuszowej
    wystawy artysty Bronisława Tomeckiego: www.zapraszam.pl/exlibris/


  • 15. Data: 2005-04-17 20:13:42
    Temat: Re: Czy polskie uczelnie są oderwane od rzeczywistości?
    Od: "Immona" <c...@W...zpds.com.pl>


    Użytkownik "Jan Kowalski" <J...@n...pisz.tu> napisał w wiadomości
    news:399301105.20050417215105@nie.pisz.tu...

    > Coś tu nie zrozumiałem. Szefem działu handlowego ma być specjalista od
    > spraw technicznych? Bo sądziłem, że takie sprawy (znajomości produktu)
    > reguluje wiedza sprzedawcy, czy to zawodowa, czy uzyskana w drodze
    > odpowiednich szkoleń. W końcu dział sprzedaży to nie dział serwisu...

    Do przepiscy Jana: praca zarzadzajacego ma wiecej do czynienia ze sprzedaza
    niz z zakresem merytorycznym. W malej firmie zwykle najpierw szef jest
    przedstawicielem handlowym - kontaktuje sie z kontrahentami, on ma "moc"
    podpisywania umow i w sposob najbardziej wiarygodny reprezentuje wlasna
    firme w procesie sprzedazy. Gdy sam nie moze juz wszystkiego obsluzyc,
    zatrudnia pierwszego przedstawiciela. Przedstawiciel jest w naturalny sposob
    "zastepca" wlasciciela/glownego szefa. Niezaleznie od tego, jak jego
    stanowisko jest umiejscowione w formalnej hierarchii firmy. A nawet w
    firmach duzych i posiadajacych swoich PH, najwieksze kontrakty z
    najwiekszymi klientami negocjuje wlasnie sam szef czy osoba bedaca na
    dyrektorskim stanowisku. Dlatego taka osoba musi miec umiejetnosci
    przedstawiciela handlowego.

    I.



  • 16. Data: 2005-04-17 21:14:07
    Temat: Re: Czy polskie uczelnie są oderwane od rzeczywistości?
    Od: "MC" <m...@g...pl>

    Użytkownik "Jan Kowalski" <J...@n...pisz.tu> napisał w wiadomości
    news:399301105.20050417215105@nie.pisz.tu...
    >
    > 1. Zbieram np. (zależy od sieci jaką akurat organizuję) bazę klientów.
    > Staram się ich utrzymać na stałe. Jak sobie to wyobrażasz przy
    > "niezbyt etycznej" pracy?

    Ano tak, że wyczyny Twoich podpiecznych nie wychodzą na jaw. Niestety
    dotarcie do rzetelnej wiedzy nie jest łatwe, duża cześć społeczeństwa
    instynktownie potrzebuje autorytetu i staje się nim przypadkowo Twój
    sprzedawca, czy też Twoja marka. Jeśli np. posiadaczy samochodów spytasz o
    najlepszy model, znakomita większość wymieni aktualnie posiadany. Jasne, że
    ta znakomita większość się myli, a jednak bedą się upierać przy swoim.

    > 2. Jeżeli w sklepach leży różny towar i kupisz coś nietrafionego, na
    > kogo zwalisz winę i przypniesz etykietkę nieetyczności - sprzedawcy?
    > Coś mi się zdaje, że usiłujesz usprawiedliwiać ludzi, co dają się
    > naciągać również przez każdego ulicznego sprzedawcę kaset albo
    > zawodowych żebraków.
    >
    Łatwowierność nie jest najgorszą cechą charakteru, znam kilka wredniejszych.
    Skoro podobno starasz się utrzymać klientów przy sobie, czy przy takim
    podejściu nie tracisz tych łatwowiernych? Może się obśmiejesz z tego
    argumentu, ale warto dążyć do tego, aby kupujący nabywał to, co rzeczywiście
    potrzebuje, ani mniej, ani więcej. Bez powoływania departamentu udanych
    zakupów w policji.

    > Coś tu nie zrozumiałem. Szefem działu handlowego ma być specjalista od

    Nie rozumiesz, bo nie czytasz ze zrozumieniem, albo masz z góry założoną
    tezę. Nigdzie nie pisałem o szefowaniu działem handlowym, a o całej firmie.
    Co przypuszczam jasno z kontekstu wynika.

    > spraw technicznych? Bo sądziłem, że takie sprawy (znajomości produktu)
    > reguluje wiedza sprzedawcy, czy to zawodowa, czy uzyskana w drodze
    > odpowiednich szkoleń. W końcu dział sprzedaży to nie dział serwisu...
    >
    Niestety nie reguluje. Szkolenia w tym zakresie nawet w bardzo poważnych
    firmach są bliższe indoktrynacji. Sprzedawcy przechodzą na bełkot przy
    pierwszym poważnym pytaniu. Co śmieszniejsze, nie znają wyrobów konkurencji
    i nie są nawet w stanie wyliczyć które cechy ich produktu są lepsze.

    > A kto tu wspomina o sterowaniu i limitach? Przecież jak byk stało (w
    > mojej wypowiedzi), że uczelnie powinny odpowiadać wyłącznie na
    > zainteresowanie studentów. Powyżej również pisze, że państwo powinno
    > wziąść na siebie rolę edukacyjną, a nie nakazowo-zakazowo-sterującą.

    Skoro rozróżniasz uczelnie od państwa i przydzielasz im różne role i
    pierwszym z nich każesz iść za głosem popytu, to państwu zostaje tylko
    funkcja regulatora. Jesli państwo ma edukować i uczelnie też, to jaka będzie
    róznica między nimi?

    > Pisałem również, że powinny być prowadzone badania (przez odpowiednio
    > wyspecjalizowane instytucje) w zakresie prognozowania rozwoju
    > stanowisk pracy. Dlaczego nie czytasz ze zrozumieniem?
    >
    Zrozumienie, a poparcie to dwie różne rzeczy. Z mniej lub bardziej udanych
    prognoz różnych "odpowiednio wyspecjalizowanych instytucji", które przecież
    badały i badają "rozwój stanowisk pracy" nic konkretnie nie wynika. Prasa
    jest pełna doniesień o nieudanych prognozach, a brakuje udanych. Są takie
    kiepskie w dużym stopniu z przyczyn obiektywnych. Jednym słowem - badania są
    prowadzone ale ich wynikom przypisujesz nadmierne znaczenie. To ciekawe, że
    rozumujesz podobnie do zafascynowanych cybernetyką epigonów socjalizmu,
    którzy zamiast dopuścić rynek chcieli udawać jego oddziaływanie na
    gospodarkę za pomocą mniej lub bardziej sprytnie konstruowanych wskaźników.
    I tam i tu nie ma takiego wskaźnika i jest złudzeniem oczekiwanie, że
    będzie.

    > kandydatów mających za sobą już jakiś staż pracy oraz 10% studentów
    > lub absolwentów bez stażu. Każdy potwierdzał przybycie.
    >
    Ta przerzutka jest dla mnie dla trudna. Nie potrafię zrozumieć
    co chciałeś w tym akapicie powiedzieć.

    > Nie? A przed momentem pisałeś, że powinna dawać ogólne przygotowanie
    > do pracy w danym kierunku. Więc w jakim celu? Bo wnioskując dalej z
    > tego, co piszesz, absolwent powinien umieć myśleć i wyciągać wnioski.

    Te umiejętności można wykształcić jedynie korzystając z podstawy wyuczonej w
    szkołach i wyniesionej z domu a także zdolności uwarunkowanych genetycznie.
    Po prostu pewna liczba studentów myśleć i wyciągać wnioski nie nauczy się
    nigdy, a studia skończy i dyplom pokaże. Statystycznie populacja ma pewne
    ograniczenia i nie może z niej zrobić samych absolwentów wyższych uczelni.
    Co najwyżej formalnie.

    > Bo jak inaczej dostosuje tą ogólną wiedzę do konkretnych warunków?
    > Nie zrobi tego, jeżeli nie potrafi przeczytać do końca i zrozumieć
    > prostego tekstu.

    Po co Ci pracownik po studiach, poszukaj po maturze.


  • 17. Data: 2005-04-17 21:41:39
    Temat: Re: Czy polskie uczelnie są oderwane od rzeczywistości?
    Od: "MC" <m...@g...pl>

    Użytkownik "Immona" <c...@W...zpds.com.pl> napisał w wiadomości
    news:d3ubqh$qr7$1@nemesis.news.tpi.pl...
    >
    > Napisalas, ze bezrobocie jest tak duze, ze kwalifikacje traca na znaczeniu
    > (domyslnie: przy szukaniu pracy). Co zle zrozumialam? Bo wlasnie z tym sie

    Tracą, bo osoby zatrudniające nie są w stanie ich odpowiednio ocenić.
    Zamiast tego liczą się cechy, które zaliczyłaś kiedyś do "miękkich". Nie
    mów, że da się i jedne i drugie wyeksponować na plan pierwszy.

    > nie zgadzam - kwalifikacje na znaczeniu zyskuja dzieki rozwojowi coraz
    > bardziej zaawansowanych technologii.
    >
    Te słowa mi przypomniały stary dogmat o konieczności zatrudnienia inżyniera
    do obsługi obrabiarki sterowanej numerycznie. Mylisz się, nowe technologie
    są na ogół łatwiejsze w stosowaniu i nie wymagają wyższych kwalifikacji.
    Między innymi po to się je wymyśla.

    > Sam przemysl motoryzacyjny, AGD, telefonii i maszyn
    > przemyslowych/farmaceutycznych wchlania w UE wielka ilosc informatykow. Bo
    > to jest duzy przemysl. Programowanie mikroprocesorow to powazna dzialka w
    > tej branzy.
    >
    To nie zmienia faktu, ze twórczą działalnością, którą byłaś łaskawa
    wymienić, zajmuje się tylko niewielka część informatyków.
    > >
    > Nie sadze. To po prostu projekty dla calych wielkich przemyslow takich jak
    > np. energetyczny, lotniczy czy farmaceutyczny, ktore sa takiej wielkosci
    ze
    > wzgledu na duza ilosc funkcji, szczegolow i koniecznosc calkowitej
    > bezblednosci w dzialaniu i nie da sie tego przeskoczyc. Prywatne firmy na
    > prywatne zamowienia musza robic efektywnie, bo inaczej by wypadly z rynku.
    >
    Nie ma jednego projektu dla całej farmacji, całego lotnictwa, energetyki czy
    innej branży. Czego konkretnie miałby dotyczyć? Coś się niezbyt opierasz na
    faktach.
    > >
    > Duza firma produkcyjna to cos innego niz siec osiedlowa. Admin bankowy czy
    > duzej firmy hostingowej to jest ta dzialka "wyzszej polki" dla adminow.
    >
    Sądząc po częstych przestojach "na konserwację" wyższość półki adminów
    mojego banku przejawia się co najwyżej w ich wynagrodzeniu.

    > Najlepsze firmy wybieraja najlepszych, bo wiedza, ze im sie to oplaca -

    Zapewne tych najlepszych wyszukuja im najlepsze firmy HR. Niestety to zbyt
    optymistyczny obrazek.

    > zwlaszcza w takiej branzy, w ktorej wiele projektow sie nie udaje lub w
    > ktorej skutki zlego adminowania/zaprogramowania moga byc grozne dla zycia
    > ludzkiego lub istnienia calej firmy z korzystajacej.
    >
    Mylisz życzenia z rzeczywistością.


  • 18. Data: 2005-04-17 22:49:36
    Temat: Re: Czy polskie uczelnie są oderwane od rzeczywistości?
    Od: "MC" <m...@g...pl>

    Użytkownik "Immona" <c...@W...zpds.com.pl> napisał w wiadomości
    news:d3uga7$m9t$1@nemesis.news.tpi.pl...
    >
    > Do przepiscy Jana:

    Nie mogłaś odpisać bezpośrednio tylko tak dziwnie, pod cudzym listem?

    > praca zarzadzajacego ma wiecej do czynienia ze sprzedaza
    > niz z zakresem merytorycznym. W malej firmie zwykle najpierw szef jest

    Ja nie oceniałem w żaden sposób faktu awansowania na naczelnych dyrektorów
    osób sprzedających a nie merytorycznych.

    > przedstawicielem handlowym - kontaktuje sie z kontrahentami, on ma "moc"
    > podpisywania umow i w sposob najbardziej wiarygodny reprezentuje wlasna

    Mnie się wydawało, że w małej firmie zwykle jest jakiś produkt, ktoś go musi
    zrobić i to jest wartość dodana firmy a nie sam handel. Ale widocznie mówimy
    o innych firmach.


  • 19. Data: 2005-04-17 22:58:57
    Temat: Re: Czy polskie uczelnie są oderwane od rzeczywistości?
    Od: Jan Kowalski <J...@n...pisz.tu>

    > Jeśli np. posiadaczy samochodów spytasz o najlepszy model, znakomita
    > większość wymieni aktualnie posiadany. Jasne, że ta znakomita
    > większość się myli, a jednak bedą się upierać przy swoim.

    Dlaczego sie myli? Dla nich ten samochód jest najlepszy. Lepszy -
    gorszy - poczucie subiektywne. Jeśli jest się zadowolonym - szukać
    dziury w całym?

    >> 2. Jeżeli w sklepach leży różny towar i kupisz coś nietrafionego, na
    >> kogo zwalisz winę i przypniesz etykietkę nieetyczności - sprzedawcy?
    >> Coś mi się zdaje, że usiłujesz usprawiedliwiać ludzi, co dają się
    >> naciągać również przez każdego ulicznego sprzedawcę kaset albo
    >> zawodowych żebraków.
    >>
    > Skoro podobno starasz się utrzymać klientów przy sobie, czy przy
    > takim podejściu nie tracisz tych łatwowiernych?

    Co to ma wspólnego? Nie pisałem, że JA szukam klientów łatwowiernych,
    tylko, że usiłujesz zwalić winę na sprzedawcę w każdych
    okolicznościach.

    > Może się obśmiejesz z tego argumentu, ale warto dążyć do tego, aby
    > kupujący nabywał to, co rzeczywiście potrzebuje, ani mniej, ani
    > więcej.

    Powyższa moja odpowiedź już wystarczy. Ale mogę dodać, że rolą
    sprzedawców (i tego ich szkoli każda dobra firma) jest
    przeanalizowanie potrzeb klienta i dostosowanie oferty do jego
    relanych możliwości/potrzeb oraz jego subiektywnych oczekiwań.
    Klient przy szerokiej ofercie nie za bardzo daje sobie radę z wyborem
    najlepszego rozwiązania.
    Natomiast czy nie więcej... Jeśli go stać i sprawi mu to przyjemność?
    Czemu nie? Klient kupujący np. telefon komórkowy *pragnie* otrzymać
    najlepiej wyposażony model, chociażby nie potrafił zastosować nawet
    części możliwości w praktyce. Uważasz, że rolą sprzedawcy jest
    wybadanie, że jemu telefon ma służyć do dzwonienia i smsów oraz
    przekonanie o tym klienta? To stracisz go i więcej do ciebie nie
    przyjdzie.

    >> Coś tu nie zrozumiałem. Szefem działu handlowego ma być specjalista

    > Nie rozumiesz, bo nie czytasz ze zrozumieniem, albo masz z góry
    > założoną tezę. Nigdzie nie pisałem o szefowaniu działem handlowym, a
    > o całej firmie. Co przypuszczam jasno z kontekstu wynika.

    Nie, nie wynikało bynajmniej. Była to odpowiedź na porównanie dochodów
    PH i informatyków i odnosiła się do wcześniejszej wypowiedzi o
    nieetycznych zachowaniach PH. Przypuszczałem, że chodzi Ci o szefa
    całej firmy, ale celowo odpowiedziałem tak, jak odpowiedziałem, żeby
    iść za logiką dyskusji. Masz nauczkę, żeby wyrażać się w sposób
    bardziej procyzyjny ;).

    >> spraw technicznych? Bo sądziłem, że takie sprawy (znajomości
    >> produktu) reguluje wiedza sprzedawcy, czy to zawodowa, czy uzyskana
    >> w drodze odpowiednich szkoleń. W końcu dział sprzedaży to nie dział
    >> serwisu...
    >>
    > Niestety nie reguluje. Szkolenia w tym zakresie nawet w bardzo
    > poważnych firmach są bliższe indoktrynacji. Sprzedawcy przechodzą na
    > bełkot przy pierwszym poważnym pytaniu.

    Nie rozmawiamy o wadach szkoleń i kiepskich firmach, tylko o zasadach,
    jakie są logiczne. Temat umiejętności szkoleniowo - organizacyjnych
    firm, to "inna bajka".

    > Co śmieszniejsze, nie znają wyrobów konkurencji i nie są nawet w
    > stanie wyliczyć które cechy ich produktu są lepsze.

    No właśnie - nie jesteś sprzedawcą. Dobry handlowiec nie stosuje nigdy
    metody porównawczej. Wskazuje cechy i zalety własnych produktów.
    Inna sprawa, że oczywiście - musi je znać. Ale to logiczne i jeśli tak
    nie jest, wina leży również (lub głównie) po stronie braku fachowego
    szkolnictwa i możliwości przygotowania do zawodu.

    >> A kto tu wspomina o sterowaniu i limitach? Przecież jak byk stało
    >> (w mojej wypowiedzi), że uczelnie powinny odpowiadać wyłącznie na
    >> zainteresowanie studentów. Powyżej również pisze, że państwo
    >> powinno wziąść na siebie rolę edukacyjną, a nie
    >> nakazowo-zakazowo-sterującą.

    > Skoro rozróżniasz uczelnie od państwa

    tak, bo państwowe uczelnie nie stanowią jakiejś przygniatającej
    większości. Supienie się tylko na takich nie rozwiąże żadnego
    problemu.

    > i przydzielasz im różne role i pierwszym z nich każesz iść za głosem
    > popytu, to państwu zostaje tylko funkcja regulatora.

    Fałsz. To znaczy "błędne rozumowanie". Nie umiem wyjaśnić "dlaczego",
    bo nie mam pojęcia, skąd taki wniosek ci się nasunął...

    > Jesli państwo ma edukować i uczelnie też, to jaka będzie róznica
    > między nimi?

    Pojęcie "edukacyjną" możesz odnieść do wcześniejszych wypowiedzi w tym
    wątku i rozumieć jako "wlewanie do głowy uczniom klas maturalnych"
    informacji i prognoz na temat rynku pracy w momencie, kiedy ukończa
    oni uczelnie.

    >> Pisałem również, że powinny być prowadzone badania (przez odpowiednio
    >> wyspecjalizowane instytucje) w zakresie prognozowania rozwoju
    >> stanowisk pracy. Dlaczego nie czytasz ze zrozumieniem?
    >>
    > Zrozumienie, a poparcie to dwie różne rzeczy. Z mniej lub bardziej
    > udanych prognoz różnych "odpowiednio wyspecjalizowanych instytucji",
    > które przecież badały i badają "rozwój stanowisk pracy" nic
    > konkretnie nie wynika.

    Jeśli faktycznie tak jest, to należy przeznaczyć więcej środków na
    bardziej profesjonalne badania. Nie znam tematu, ale przypuszczam, że
    jednak nawet jeśli są odpowiednie badania prowadzone, to po prostu ich
    wyniki nie są właściwie przekazywane i nagłaśniane tam, gdzie być
    powinny. A to właśnie rola państwa. Same uczelnie tego nie rozwiążą.

    > Jednym słowem - badania są prowadzone ale ich wynikom przypisujesz
    > nadmierne znaczenie.

    Podaj lepszy sposób na skierowanie zainteresowań myślących młodych
    ludzi (należy ich też uczyć myśleć :)) w odpowiednią stronę, niż
    podanie im możliwości znalezienia pracy lub bezrobocia oraz zarabianie
    lub nie. Regulowanie ilości miejsc na uczelniach przez ministerstwo?
    A na jakiej podstawie? Czy może badań? ;)
    Nie wpominając już o czynniku korupcjogennym takiego rozwiazania...

    > To ciekawe, że rozumujesz podobnie do zafascynowanych cybernetyką
    > epigonów socjalizmu, którzy zamiast dopuścić rynek chcieli udawać
    > jego oddziaływanie na gospodarkę za pomocą mniej lub bardziej
    > sprytnie konstruowanych wskaźników.

    Wiesz, teraz opadły mi ręce na taki tekst. Ja piszę o tym, że "rynku"
    uczelnianego nie wolno regulować sztucznie, tylko najwyżej przez
    informowanie na temat możliwości zatrudnienia po danym kierunku. Jaki
    cudowny środek TY natomiast proponujesz, aby uczelnie nie wypuszczały
    stad ludzi nie mających szansy na pracę w zawodzie? "Dopuszczenie
    rynku" przez całkowite ignorowanie faktu, że jest dla 10% studentów
    wystarczy miejsc pracy i na tym koniec? Bo jakoś ciągle wracasz do
    tematu regulacji... Czy to nowa odmiana rynku?

    >> kandydatów mających za sobą już jakiś staż pracy oraz 10% studentów
    >> lub absolwentów bez stażu. Każdy potwierdzał przybycie.
    >>
    > Ta przerzutka jest dla mnie dla trudna. Nie potrafię zrozumieć
    > co chciałeś w tym akapicie powiedzieć.

    To, że zaprosiłem 20 osób na rozmowy kwalifikacyjne. 10 z nich
    legitymowało się pewnym stażem pracy, natomiast 10 było albo
    studentami zaocznymi na ostatnich latach, albo właśnie ukończyło
    uczelnię i jeszcze nie pracowało. Z tych pierwszych (pracujących
    wcześniej lub nawet aktualnie) 9 przyszło na rozmowy. Z tych drugich
    przyszedł jeden. Każdy z zaproszonych wcześniej w rozmowie
    telefonicznej potwierdził chęć przyjścia i został umówiony na
    konkretną godzinę.
    Z tego przykładu wynika, jak szanują pracę własną i innych ludzie,
    którzy nauczyli się tego szacunku podczas swojej pracy, a jak studenci
    wcześniej nie pracujący. A "przygotowany do pracy" (z poprzedniego
    postu) znaczy również - mający właściwy stosunek do pracy. Czyli -
    poważny.

    >> Nie? A przed momentem pisałeś, że powinna dawać ogólne przygotowanie
    >> do pracy w danym kierunku. Więc w jakim celu? Bo wnioskując dalej z
    >> tego, co piszesz, absolwent powinien umieć myśleć i wyciągać wnioski.

    > Te umiejętności można wykształcić jedynie korzystając z podstawy
    > wyuczonej w szkołach i wyniesionej z domu a także zdolności
    > uwarunkowanych genetycznie.

    Bingo! Czyli jaki sens w uczeniu studentów ogólnej wiedzy, jeśli nigdy
    nie będą potrafili z niej czerpać?
    Więc coś jest chyba nie tak z rekrutacją na uczelnie lub "zaliczaniem
    wiedzy" na egzaminach. A więc jednak polskie uczelnie są oderwane od
    rzeczywistości...

    > Po co Ci pracownik po studiach, poszukaj po maturze.

    A po to, że jeśli robię sieć sprzedaży dla firmy, która sobie to
    zastrzega, to mały mam wpływ na jej politykę kadrową. Ja tylko
    wybieram i szkolę ludzi spełniających założenia firmy, ewentualnie
    mogę wprowadzić własne rozwiazania sprzedażowo-marketingowe.
    Ale nie powiem prezesowi takiej firmy, że sprzedawanie jego
    pieluchomajtek do aptek wcale nie wymaga wyższego wykształcenia i
    dobrej znajomości języka obcego... Bo się obrazi. ;)
    A poważnie (?)
    - czy to nie Ty miałeś czasem zastrzeżenia do słabej
    znajomości produktu od strony technicznej u PH?
    - nie moja wina, że jeśli pisze w ogłoszeniu "wykształcenie średnie",
    to 80% kandydatów ma wyższe. Mam im z tego powodu odmawiać? Jeszcze
    mnie zaskarżą w sądzie za taką "segregację" :-)).

    J.K.
    --
    ====== kilka ofert zatrudnienia: www.zapraszam.pl/praca/ ======
    1 września o 12.00 Warszawa, Meissnera 5 - otwarcie jubileuszowej
    wystawy artysty Bronisława Tomeckiego: www.zapraszam.pl/exlibris/


  • 20. Data: 2005-04-17 23:10:49
    Temat: Re: Czy polskie uczelnie są oderwane od rzeczywistości?
    Od: Jan Kowalski <J...@n...pisz.tu>

    > Mnie się wydawało, że w małej firmie zwykle jest jakiś produkt, ktoś
    > go musi zrobić i to jest wartość dodana firmy a nie sam handel.

    Oczywiście. Ale dlaczego produkuje? Bo ktoś zbadał rynek pod względem
    możliwości sprzedaży. Bez sprzedaży można sobie tak dodawać wartość
    dodaną firmy i dodawać...
    Inaczej: ja chcę zrobić biznes (zarobić). Wiem, co się dobrze sprzeda.
    Organizuję odpowiednią produkcję lub usługę i sprzedaję. Nie widzę
    innej możliwości zrobienia biznesu.

    Co nie oznacza, że prezes zarządu musi być akurat handlowcem... Może
    mieć od tego odpowiednich ludzi. On tylko musi umieć sam się sprzedać.
    Ale od możliwości sprzedaży się zaczyna i na sprzedaży kończy. A co w
    środku? To, co dobrze łączy się z końcem ;). W sumie nie ma znaczenia
    jaki to będzie biznes, byle dawał kasę.
    I nie mylić tekstu z uznaniem "środka" za nieważny. Im mam więcej na
    ten biznes, tym lepszy będzie produkt lub usługa. No i pomysł też się
    liczy. Czasem coś mądrego można wymyślić i dopiero potem sprawdzać,
    czy to się sprzeda. Ale produkcja/usługa i tak nie ruszy, jeśli
    miałoby się nie sprzedawać.

    J.K.
    --
    ====== kilka ofert zatrudnienia: www.zapraszam.pl/praca/ ======
    1 września o 12.00 Warszawa, Meissnera 5 - otwarcie jubileuszowej
    wystawy artysty Bronisława Tomeckiego: www.zapraszam.pl/exlibris/

strony : 1 . [ 2 ] . 3 ... 7


Szukaj w grupach

Szukaj w grupach

Eksperci egospodarka.pl

1 1 1