eGospodarka.pl
eGospodarka.pl poleca

PracaGrupypl.praca.dyskusjegodziny nadliczbowe w upale › Re: godziny nadliczbowe w upale
  • Data: 2010-07-15 15:46:05
    Temat: Re: godziny nadliczbowe w upale
    Od: "entroper" <entroper-pocztaonetpeel> szukaj wiadomości tego autora
    [ pokaż wszystkie nagłówki ]

    Użytkownik "Krzysztof" <k...@i...pl> napisał w wiadomości
    news:i1n7a8$tpe$1@news.onet.pl...
    > "entroper" <entroper-pocztaonetpeel> napisał
    >
    > > Otóż klient jak najbardziej nalega na
    > > pracodawcę.
    >
    > Nie do końca. Klient nalega na osobę, która pracodawcę (a właściwie
    firmę
    > reprezentuje) i z którą ma bezpośrednio do czynienia.

    Formalnie... Jasne, że nie osobiście.

    > > Że pośredniczy w tym pracownik, nie ma nic do rzeczy. Tak samo
    > > jak pracownik może odebrać paczkę itp. To jest broszka pracodawcy, jak
    > > klienta zadowolić.
    >
    > Ale jednocześnie kierując się zasadami tej broszki dobiera sobie
    > odpowiednich pracowników (w tym również zwalnia nieodpowiednich).

    Zgadza się, ale strategiczne decyzje podejmuje szef i szef za nie
    odpowiada. Pracownik może nawiązać dobry kontakt z klientem, ale jeśli z
    fanaberii tegoż klienta wynika np. 2x więcej pracy dla tego pracownika, to
    powstały problem rozwiązuje się w trójkącie szef-pracownik-klient
    odpowiednio zadowalając wszystkie wierzchołki tego trójkąta.

    > > Nie neguję tego, że trzeba, wiem coś również o dużych
    > > kontraktach i że wtedy duży klient po prostu wymusza, nawet jeśli on
    > > zawalił, ale nadal jest to sprawa pracodawcy.
    >
    > ... który może po prostu powiedzieć "Panowie w tym tygodniu musimy się
    > sprężyć, projekt ma być gotowy na wczoraj, bo Bolek I Spółka poplątali
    > terminy" i koniec. Tak się składa, że nawet w czasach, gdy byłem zwykłym
    > pracownikiem, nie przyszła mi do głowy odpowiedź "A co mnie to
    obchodzi -
    > to pana sprawa szefie".

    Dupa byłeś. Właściwa odpowiedź brzmi: OK szefie, szczęscie Bolka i sp.
    jest dla nas najwyższym dobrem, terminu dotrzymamy, to jak rozliczamy
    nadgodziny?

    > > To ta sama kategoria spraw:
    > > pracownik nie interesuje się, co szef ma w garażu i również nie
    powinien
    > > interesować się, jakie kontrakty i z jakimi terminami mają być
    > > realizowane.
    >
    > Mieszasz sprawy prywatne (zasoby garażowe szefa) ze sprawami służbowymi
    > (kontrakty i terminy).
    > Zupełnie się to kupy nie trzyma.

    No właśnie ja ich nie mieszam. Obydwie te sprawy są sprawami szefa - jedna
    prywatną, druga służbową.

    > > Niestety prezentujesz jednak typową mentalność szefa:
    >
    > Niestety, pudło. Prezentuję taką mentalność odkąd zacząłem pracować,
    > jeszcze w trakcie studiów. Nie ma to nic wspólnego z byciem lub nie
    byciem
    > szefem. Zresztą dzięki temu zostałem dość szybko doceniony. Wiem, że dla
    > wielu ludzi to frajerstwo i za punkt honoru stawiają sobie wyjście z
    pracy
    > punkt 16:00, nieodbieranie telefonów popołudniu i w weekendy i
    generalnie
    > coś, co się nazywa "odpękać swoją robotę i resztę mieć w dupie", ale ja
    do
    > takich ludzi nie należę. Angażuję się w pracę od zawsze i sam doceniach
    > innych, którzy się angażują. Jak dotąd nie przejechałem się na tym (no
    może
    > raz, na szczęście szybko się stamtąd zwinąłem :)

    ale wiesz, że czasy się zmieniają :) Trzeba to wypośrodkować, bo się można
    przejechać naprawdę srogo. Nie przeginający pały pracownik, umiejący
    jednocześnie zadbać o swoje, jest najbardziej przez zwierzchnika
    szanowany, choć wcale nie musi być lubiany.

    > > klient nalega, to pracownicy _dla swojego dobra_ powinni dać się
    > > wykorzystywać.
    > > Pracownicy dla swojego dobra już robią to, co w ich mocy :)
    >
    > Nie zawsze wszystko idzie zgodnie z harmonogramem i doprawdy dziwię się,
    że
    > facet, który twierdzi, że miał do czynienia z dużymi kontraktami i
    > napiętymi terminami sadzi takie bajduły.

    Bo widzisz, utarło się jakieś takie przekonanie, że dla dobra tego
    kontraktu "trzeba" to i tamto (w domyśle trzeba za darmo) i ci biedni
    pracownicy łykają to tak, jakby to co najmniej oni dostali ten kontrakt. A
    to nie tak. Zdarzało mi się pracować po 36 godzin bez przerwy, ale nie
    dlatego, że ktoś mi roztoczył wizję...

    > > to nie dlatego, że mi się kelner nie spodobał,
    > > ale dlatego, że właściciel tej restauracji dopuścił do takiej
    sytuacji,
    > > że
    > > pracują u niego niezadowoleni, sfrustrowani i niekompetentni kelnerzy.
    >
    > Przecież to dokładnie na jedno i to samo wychodzi.
    > Dlatego właściciel aby nie dopuścić do niezadowolenia klienta zwalnia po
    > prostu takiego buraka i po ptakach.

    I zatrudnia następnego takiego samego, a po takiej serii wszyscy zaczynają
    jego restaurację omijać bokiem i interes pada. Są inne sposoby na
    zadowolonych pracowników niż wypieprzać wszystkich po kolei aż się
    znajdzie ktoś bardziej wytrzymały.

    > > Pracownik nie występuje tu w swoim imieniu.
    >
    > Jest w pracy, reprezentuje firmę, więc trudno, by mówił w swoim imieniu.
    > Właściciel, a dokładnie dyrektor czy prezes, również nie mówią w swoim
    > prywatnym imieniu, tylko imieniu firmy.

    Czyli niczyim, czy pracowników może? Albo może budynku? Wyimaginowanego
    bytu kryjącego się pod logo i nazwą? Ktoś musi być odpowiedzialny - a
    wszystkie sposoby, żeby tę odpowiedzialność rozmywać są ogromną i
    niezwykle szkodliwą patologią. Tak działają duże firmy i w taki sposób
    jest np. zarządzany (bo rządzony to za duże słowo) nasz kraj - i co,
    zadowolony jesteś?

    > > Pytanie: jak się zapatrujesz
    > > na bardzo obecnie popularną sytuację, gdy pracodawca notorycznie coś
    > > kaszani albo zwyczajnie robi przekręty a całą nienawiść klientów
    kieruje
    > > na Bogu ducha winnych pracowników z biura/obsługi klienta/itp, którzy
    > > niemalże fizycznie muszą odpierać ataki wkurzonych ludzi?
    >
    > Zwalniam się z takiej firmy najszybciej jak potrafię.
    > Tylko co to ma wspólnego z omawianą sytuacją?

    nienienie, pytałem co byś zrobił jako szef takiej firmy - takie sytuacje
    są właśnie konsekwencją rozpraszania odpowiedzialności i wysuwania
    pracowników na najbardziej zaognione pozycje, gdzie powinien stać szef i
    naprawiać co spieprzył.

    > >> Już napisałem (chyba Tobie, nie kojarzę teraz), że chyba mało miałeś
    w
    > >> życiu do czynienia z walką o kontrakty przy dużej konkurencji na
    rynku,
    > >> gdy każda Twoja próba negocjacji skutkować może rozwiązaniem
    przemiłej
    > >> współpracy w przyszłości.
    >
    > > a co to pracownika obchodzi.
    >
    > Dżiisss, zaraz odmięknę :(
    > Jeśli nie obchodzi, to co go obchodzi, że prezes kupił sobie nowy
    samochód
    > i pojechał na Hawaje?

    kurczę, przecież postuluję dokładnie to samo. To sprawa szefa. Tak samo
    jak inne sprawy, które również powinny pozostać sprawami szefa, a które
    szef chętnie by na kogoś niżej zwalił.

    > Oczywiście. I - powtórzę to już setny raz - jeśli jako szef muszę to
    > ogarnąć i zapanować nad tym sam, to moją jedyną prośbą jest zwykłe
    > odstosunkowanie się pracowników od zysków mojej firmy i tego, co z nimi
    > robię.

    j.w.

    > Prosta zależność. Pracujesz od 8-16, nie obchodzi Cię, że pojawia się
    > problem, masz w nosie nadgodziny? Nie ma problemu, ale bierz swoją
    wypłatę
    > i milcz, a nie komentuj, że szef ma lepiej, że Cię okrada i pasożytuje
    na
    > Tobie. Chcesz mieć więcej? Rusz tyłek i też zasuwaj więcej. Jaka tu
    > filozofia?

    j.w. (gdzie ja postulowałem inaczej??)

    > > Chodzi mi o taką sytuację, gdy szef nadgryzł coś, czego nie może
    połknąć
    > > (np. duży kontrakt) a następnie, aby to jakoś przerobić, do
    pracowników,
    > > których jest za mało, wyjeżdza z prośbami, obiecankami lub groźbami,
    > > zamiast z realną propozycją.
    >
    > Jest to bardzo nie w porządku.

    właśnie właśnie :) ale to stała praktyka i niejeden tu się by pod nią
    podpisał, dorabiając do tego filozofię, że ho ho (i to mi się właśnie nie
    podoba)

    > > Sezonowość czy inna nieregularność zamówień
    > > to jest problem. Ale w żadnym razie nie jest to problem pracownika.
    >
    > Jeśli nie jest, to nie jest jego "problemem" stan majątkowy jego
    > pracodawcy.
    > I na tym bym zakończył.

    Bo o to mi właśnie chodziło: każda strona ma swój zakres spraw
    (pracodawca, z definicji, większy) i każda ma swój bagaż z tym związany i
    nie powinno się tego bagażu z jednej strony na drugą "sprytnie"
    przerzucać. Nigdzie nie twierdzę, że pracownik ma prawo i potrzebę wnikać
    w dochody szefa. Ale również strategiczne problemy firmy powinny
    pozostawać w bagażu szefa (chyba, że inaczej się on z pracownikami
    dogada). Wszystko.

    Również dziękuję za dyskusję.

    e.

Podziel się

Poleć ten post znajomemu poleć

Wydrukuj ten post drukuj


Następne wpisy z tego wątku

Najnowsze wątki z tej grupy


Najnowsze wątki

Szukaj w grupach

Eksperci egospodarka.pl

1 1 1