eGospodarka.pl
eGospodarka.pl poleca

PracaGrupypl.praca.dyskusje › godziny nadliczbowe w upale
Ilość wypowiedzi w tym wątku: 240

  • 41. Data: 2010-07-13 12:22:30
    Temat: Re: godziny nadliczbowe w upale
    Od: "Krzysztof" <k...@i...pl>


    Użytkownik "Tomasz Kaczanowski" <kaczus@dowyciecia_poczta.onet.pl> napisał

    > Tak właśnie jest. Nikt nie wnioskuje urlopów na żądanie, bo jeśli
    > rzeczywiście potrzebuje nagle - to dostanie go jako urlop wypoczynkowy.
    > Partnerstwo polega na tym, że jeśli nie ma takiej potrzeby, to się o taki
    > urlop nie wnioskuje, a jeśli się wnioskuje, to oznacza, że rzeczywiście
    > jest sytuacja podbramkowa. Proste, ale działa. Tak samo z nadgodzinami.
    > Jeśli rzeczywiście w wyjątkowych okolicznościach trzeba posiedzieć
    > dłużej - nie ma problemu zazwyczaj (chyba, że ktoś rzeczywiście ma jakieś
    > ważne umówione spotkanie - np wizytę u lekarza), tyle, że i tu pracodawca
    > w drugą stronę zazwyczaj nie wymaga takowych - tylko w sytuacjach
    > "awaryjnych", a sam za takowe uważa takie, które się nie powtarzają się
    > cyklicznie. Bo to by oznaczało, że jest coś źle rozplanowane.

    Do tego momentu całkowicie się z Tobą zgadzam.

    > Przede wszystkim coś takiego jak projekt niewykonany na czas, bo ktoś nie
    > pracował w nadgodzinach być nie powinno. Ktoś źle oszacował czas
    > wykonania projektu.

    Zgadza się, ale tym "ktosiem" może być także klient, który się nagle
    obudził, że z kolei jego odbiorca mówił nie o 25. tygodniu, lecz o 20.
    Nie zawsze wina leży po stronie pracodawcy czy pracowników, ale raczej nikt
    w takiej sytuacji (zwłaszcza gdy klient dobrze płaci) nie powie "trudno,
    wasza wina, więc poczekacie", tylko zakasuje rękawy i bierze się do roboty.
    Niekoniecznie przy tym licząc na dodatkowe profity.

    >>> A kto pisał, że ma potrzebę zjeść ciastko i mieć ciastko?
    >>
    >> Wynika to pośrednio z tego, co piszą niektórzy na temat swoich oczekiwań
    >> odnośnie układów z szefostwem.
    >
    > Tzn? jakich?

    Chodzi mi o mylenie układów partnerskich z układem roszczeniowym (czyli:
    należy mi się więcej, ale z jakiej racji mam coś dawać w zamian?). Ty
    akurat o tym nie pisałeś, ale z niektórych postów przebija taka postawa.


  • 42. Data: 2010-07-13 15:38:18
    Temat: Re: godziny nadliczbowe w upale
    Od: "entroper" <entroper-pocztaonetpeel>

    Użytkownik "Jackare" <j...@i...pl> napisał w wiadomości
    news:i1gu92$vtl$1@node1.news.atman.pl...

    > Pracownicy coś rzadko ostatnio widzą związek pomiędzy ich własną pracą a
    > kondycją lub istnieniem firmy. To może zbyt wielka zależność w
    kontekście
    > jednego pracownika ale praca całej załogi ma niewątpliwy wływ na firmę
    jako
    > taką. Niestety szef musi to widzieć i wiedzieć oraz reagować nawet na
    > poziomie pojedynczego pracownika.

    Pracownicy o tym związku dowiadują się przeważnie, gdy kondycja firmy jest
    zła (bo źle pracowali). Jeśli zaś kondycja jest dobra, wtedy dobrze
    pracował zarząd. Dokładnie taka sama filozofia przyświeca podziałowi dóbr:
    wara pracownikom od nadwyżek ale jeśli są straty, no cóż, lenie, nieroby i
    mąciwody rozłożyli firmę.

    > Osoby jątrzące i podburzające zespół należy eliminować bo mają negatywny
    > wpływ na jego pracę. "Gwiazdy" roztaczające wokół siebie nimb
    tajemniczości
    > i niezastąpioności też należy eliminować jeżeli ich działanie jest
    > niekorzystne dla pracy zespołu lub uzależnia osiągane przez cały zespół
    > wyniki od jednej osoby.
    > I nie ma w tym żadnych emocji. Emocje są tylko po stronie pracownika
    który
    > buduje w sobie jakieś tam poczucie osobistej krzywdy itp.

    Jest tu bardzo dużo emocji, przynajmniej z Twojej strony. Dyskusja zaczęła
    się od pracownika pracującego, jak rozumiem, w złych warunkach. I co -
    ZERO dyskusji o tym, czy możnaby te warunki poprawić, czy może nie są
    takie złe, a może jak są złe, to zawsze można się dogadać wiadomo jak
    (tylko jedno małe wtrącenie w miarę na temat, że w Hiszpanii też gorąco a
    się nie buntują).

    Zamiast tego słyszymy, że osobom jątrzącym i podburzającym (czyli jak
    rozumiem, protestującym niesłusznie) trzeba (dla przykładu) pościnać łby i
    spalić ich domy. A rzeczony problem w Polsce po prostu nie istnieje -
    wszyscy pracują w cacy warunkach tylko docenić nie potrafią.

    W każdym razie odpowiedź jest bardzo bliska stereotypowi, o jakim
    wspomniałem.

    > Nawet jeżeli krótkookresowo rozstanie się z pracownikiem może wydawać
    się
    > "nieopłacalne" bo pracownik wystąpi z jakimiś roszczeniami i zdarzy się
    że
    > je uzyska, to i tak w dłuższym okresie takie decyzje są dla firmy
    korzystne.

    no pewnie że tak, bo trzeba było pracownikowi ustąpić. Dla typowego
    buraka- prezesa jest to hańba nie do zmazania. Szczególnie, że gdy raz
    ustąpisz, będziesz musiał ustępować cały czas (nikt tego nie sprawdził,
    ale to przecież jasne)

    > Oczywiście pracownik nie musi tego wiedzieć i znów reaguje emocjonalnym
    > poczuciem krzywdy.

    a mógł to być akurat pracownik, który po prostu chciał pogadać o pewnych
    patologiach (a nie, nie ma takich w Polsce) i który nie reaguje żadnym
    poczuciem krzywdy, tylko zwykłego zdumienia. Z niektórych nie będzie po
    prostu dobrych niewolników i tyle.

    > Jest też czasami tak że decyzja o rozstaniu z pracownikiem jest związana
    z
    > potrzebą zdyscyplinowania pozostałych pracowników i "pokazania kto tu
    > rządzi". Wierzcie mi jednak że emocje w takiej rozgrywce znów są przede
    > wszystkim po stronie pracownika.

    Nie wierzymy Ci :) Zakładając, że nie mówimy o wielkiej firmie rozkładanej
    na łopatki panoszeniem się związkowców, "w takiej rozgrywce" emocje są po
    obu stronach, szef może co najwyżej zgrywać twardszego, co jest zresztą
    łatwiejsze.

    > Pracownicy nazywają to na wiele różnych sposobów, ale niezależnie jak
    jest
    > to nazywane, jest to dbaniem o interes firmy czy to dużej czy
    dwuosobowej.
    > Kto ma o to dbac jeżeli pracownicy tego raczej na pewno nie robią
    zajmując
    > się jątrzeniem, stawianiem oporu, kombinowaniem zamiast po prostu
    pracować ?

    :D
    a może pracownicy chcieliby po prostu pracować w ludzkich warunkach, z
    dala od przeczulonego na własnym punkcie chciwego chama, który zamiast
    tłumienia wszelkiego oporu (wynikającego często z jego działań) mógłby po
    prostu podciągnąć się w tym, co wychodzi mu najsłabiej, czyli w prawdziwym
    zarządzaniu?

    e.


  • 43. Data: 2010-07-13 16:30:09
    Temat: Re: godziny nadliczbowe w upale
    Od: "Jotte" <t...@w...spam.wypad.polska>

    W wiadomości news:yr575ov0utz$.dlg@piki.fixed zly
    <b...@N...fm> pisze:

    >> §2 - wymiar o połowę wyższy = dodatkowa kasa, bo +50% bez pracy.
    > Czyli pracodawca decyduje, że nie wypłaca kasy tylko daje o połowę więcej
    > wolnego. I tyle. Oczywiście można liczyć to w ten sposób, że dostaje wtedy
    > kasę za nie przepracowane, ale większość osób raczej rozważa to w
    > kategorii dodatkowego wolnego, a nie gratisowej kasy
    Możliwe, choć to luźno rzucona opinia, bez dowodu.
    Jednak to jakby kwestia natury psychologicznej, a mnie interesuje
    arytmetyczna.
    Mniejsza ilość pracy za tę samą kasę oznacza dodatkową kasę za jednostkę
    czasu pracy.

    > nie traktuję urlopu,
    > czy chorobowego jako dodatkowej kasy (mimo, że płacą mi za nic
    > nierobienie)
    To są co prawda zupełnie inne kategorie ale - jak sam pisałeś - jest to
    kwestia indywidualnego traktowania kwestii czasu (czas - to pieniądz,
    słyszałeś to? :))
    Mógłbyś chwycić w wymienionych okresach jakąś fuchę, zlecenie, którego w
    normalnych warunkach nie mógłbyś zrealizować. I będziesz miał jak
    najbardziej realną dodatkową kasę.

    --
    Jotte



  • 44. Data: 2010-07-13 17:18:23
    Temat: Re: godziny nadliczbowe w upale
    Od: "Jotte" <t...@w...spam.wypad.polska>

    W wiadomości news:i1hejg$3it$1@news.onet.pl Krzysztof
    <k...@i...pl> pisze:

    >> Widzisz. Pracowałem w wielu firmach i w działach, gdzie były układy
    >> partnerskie wydajność była dużo lepsza (i zyskownośc takiego działu
    >> również), niż tam, gdzie burak dowartościowywał się, że może wydać
    >> polecenie...
    > Czy te partnerskie układy dotyczyły także troski (ale takiej uczciwej i
    > rzetelnej) pracowników o dobro firmy w godzinach "po pracy"?
    Nie ma i nie nie będzie żadnych układów partnerskich na linii
    pracodawca-pracownik.
    Jest to niemożliwe gdyż dzieli ich nieprzekraczalna bariera sprzeczności
    interesów wsparta różnicą siły ekonomicznej.
    Można jedynie do czasu udawać, aby strona słabsza czuła się nieco bardziej
    komfortowo, oczywiście aby spokojniej z niej czerpać korzyści.
    To tak jak partnerstwo między lwami a antylopami - trwa, dopóki lew nie
    zgłodnieje.
    Różni "biedronkowi" fascynaci dlatego właśnie bredzą o rzekomym partnerstwie
    a bywa, że posuwają się dalej, ględząc o "identyfikacji pracownika z firmą"!
    Qrdę! Jak partnerstwo, to partnerstwo - słyszał ktoś kiedyś o identyfikacji
    firmy z pracownikiem??

    --
    Jotte


  • 45. Data: 2010-07-13 17:20:08
    Temat: Re: godziny nadliczbowe w upale
    Od: "Jotte" <t...@w...spam.wypad.polska>

    W wiadomości news:i1gu92$vtl$1@node1.news.atman.pl Jackare
    <j...@i...pl> pisze:

    > Pracownicy coś rzadko ostatnio widzą związek pomiędzy ich własną pracą a
    > kondycją lub istnieniem firmy.
    Pracodawcy jakoś nie widzą często związku pomiędzy godziwą płacą (tj.
    pozwalającą godnie żyć w danych realiach ekonomicznych).

    > To może zbyt wielka zależność w kontekście jednego pracownika ale praca
    > całej załogi ma niewątpliwy wływ na firmę
    > jako taką. Niestety szef musi to widzieć i wiedzieć oraz reagować nawet
    > na poziomie pojedynczego pracownika.
    Każda władza deprawuje, nawet najmniejsza. Dlatego powstało prawo pracy, aby
    takim draniom nałożyuć choćby luźny, ale jednak kaganiec. I dlatego on tak
    bardzo uwiera neoliberalnych łajdaków, różnych lewiatanistów, korwinistów
    (no, ci na szczęście nic nie mogą) i inne dziadostwo.

    > Osoby jątrzące i podburzające zespół należy eliminować bo mają negatywny
    > wpływ na jego pracę.
    Co to znaczy jątrzące i podburzające? To takie np., co uświadamiają
    współpracownikom nieprawidłowości funkcjonujące w pracy i wskazujące
    możliwości zmuszenia pracodawcy do ich zaniechania i ukarania go?

    > "Gwiazdy" roztaczające wokół siebie nimb
    > tajemniczości i niezastąpioności też należy eliminować jeżeli ich
    > działanie jest niekorzystne dla pracy zespołu lub uzależnia osiągane
    > przez cały zespół wyniki od jednej osoby.
    Osoby propagujące - ba! - gloryfikujące przeszczepianie na grunt stosunku
    pracy relacje rodem z czasów feudalizmu należy eliminować. Są szkodliwe
    społecznie. Bez społeczeństwa nie ma firm.

    > I nie ma w tym żadnych emocji. Emocje są tylko po stronie pracownika
    > który buduje w sobie jakieś tam poczucie osobistej krzywdy itp.
    Domorosły posycholog się znalazł. Trener z Amwaya...
    Emocji wyeliminować się nie da. Próba ich wyeliminowania (u siebie) jest
    właśnie emocją i to w dodatku na zaburzonym gruncie. Takim jednostkom nie
    powinno się dawać żadnych prerogatyw decyzyjnych mogących mieć wpływ na
    innych ludzi.

    > Nawet jeżeli krótkookresowo rozstanie się z pracownikiem może wydawać się
    > "nieopłacalne" bo pracownik wystąpi z jakimiś roszczeniami i zdarzy się
    > że je uzyska, to i tak w dłuższym okresie takie decyzje są dla firmy
    > korzystne. Oczywiście pracownik nie musi tego wiedzieć i znów reaguje
    > emocjonalnym poczuciem krzywdy.
    Tobie nawet nie przyjdzie do głowy (nie wiem czym przenicowanej), że
    pracodawcy-łajdacy po prostu łamią prawo, wykorzystują pracowników, stosują
    mobbing, nieformalne naciski i wiele innych łajdactw - bo są w ogromnej
    większości wypadków na pozycji silniejszego (głównie ekonomicznie). A ty
    bezczelnie piszesz o eliminowaniu _ludzi_ ze względu na interes _firmy_ ?

    > Jest też czasami tak że decyzja o rozstaniu z pracownikiem jest związana
    > z potrzebą zdyscyplinowania pozostałych pracowników i "pokazania kto tu
    > rządzi".
    Pisałem o tym rodzaju skurwysyństwa. Po co po mnie powtarzasz?

    > Wierzcie mi jednak że emocje w takiej rozgrywce znów są przede wszystkim
    > po stronie pracownika. Wg niego znów jego dotyka nieuzuasdniona niczym
    > krzywda. Szef lub pracodawca zazwycaaj po prostu podejmuje taką decyzję,
    > potem przechodzi nad nią do porządku dziennego, na drugio czy trzeci dzień
    > o tym zapomina. Pracownik zaś potrafi w sobie pielęgnować poczucie krzywdy
    > latami, jatrząc swe wyimaginowane rany. Więc tak
    > naprawdę gdzie tu emocje?
    Jesteś dziecinny i/lub do cna zakłamany. Zwalniany pracownik traci źródło
    utrzymania, podstawę życia. Trudno, żeby nie wchodziły w grę emocje.
    Pracodawca, jeśli może go łatwo zastąpić (rynek pracodawcy), nawet o tym nie
    pomyśli, bo jest burakiem. Ale jeśli nie może (rynek pracownika), a tu
    kontrahenci czekają, terminy gonią, to go nie ruszy dopóty, dopóki to się
    nie zmieni. Bo się boi utraty zysków. I to nie są emocje? Potem się zemści.
    I to też nie są emocje, w dodatku bardzo niskie?
    Wiesz co (przerysuję trochę abyś łatwiej zrozumiał) - ja np. idąc sobie nocą
    ciemną ulicą wpadam na pomysł dania komuś w ryj. Bez emocji, aby sprawdzić
    czy padnie od razu. Masz pecha, padło na ciebie. Ja o tym jutro zapominam,
    zero emocji. Ciekawe jak ty sobie poradzisz ze swoimi.

    >>> Potocznie nazywamy to buractwem.
    >> Bo tym jest.
    > Pracownicy nazywają to na wiele różnych sposobów, ale niezależnie jak
    > jest to nazywane, jest to dbaniem o interes firmy czy to dużej czy
    > dwuosobowej. Kto ma o to dbac jeżeli pracownicy tego raczej na pewno
    > nie robią zajmując się jątrzeniem, stawianiem oporu, kombinowaniem
    > zamiast po prostu pracować ?
    A co to oszukiwanego pracownika obchodzi? On firmy _używa_ do zdobycia
    środków utrzymania siebie i swojej rodziny.

    --
    Jotte


  • 46. Data: 2010-07-13 17:26:14
    Temat: Re: godziny nadliczbowe w upale
    Od: "Jotte" <t...@w...spam.wypad.polska>

    W wiadomości news:i1i77i$eet$2@news.dialog.net.pl Jotte
    <t...@w...spam.wypad.polska> pisze:

    > Pracownicy coś rzadko ostatnio widzą związek pomiędzy ich własną pracą a
    > kondycją lub istnieniem firmy.
    Pracodawcy jakoś nie widzą często związku pomiędzy godziwą płacą (tj.
    pozwalającą godnie żyć w danych realiach ekonomicznych) a tą, którą oferują
    pracownikowi.
    Nie widzą też często związku pomiędzy własnym zyskiem a wynagrodzeniem
    pracownika. Wyjątkiem jest moment, gdy zysku nie ma (bo nie umieją prowadzić
    biznesu, organizować pracy, zdobywać zbyt na oferowany "towar"), a płacić
    pensje trzeba.
    Wtedy to cięcia premi, zwolnienia itp.
    A sprzedać dom, samochód, działkę, daczę, przenieść się do M2, kupić
    10-letniego Matiza i zapłacić ludzim co im należne.

    --
    Jotte


  • 47. Data: 2010-07-13 18:24:48
    Temat: Re: godziny nadliczbowe w upale
    Od: Smok Eustachy <s...@w...pl>

    Dnia Tue, 13 Jul 2010 13:14:39 +0200, Krzysztof napisał(a):
    /.../
    > Czyli rozumiem, że w takich układach nie ma lewych zwolnień, nagłych
    > udarów czy urlopu na żądanie, gdy szef-partner mówi, że trzeba
    > posiedzieć w pracy po godzinach, bo sytuacja tego wymaga?

    Skoro sytuacja tego wymaga to wymaga rozwiązania problemu upału przez
    pracodawcę.

    A jeśli
    > pracownik mimo to odmówi tłumacząc się upałem (skoro tego dotyczy
    > temat), to rozumiem, że w razie zaistniałych potem problemów (np.
    > projekt niewykonany na czas), weźmie na siebie odpowiedzialność z tym
    > związaną?
    >
    Upał to broszka pracodawcy


  • 48. Data: 2010-07-13 20:15:24
    Temat: Re: godziny nadliczbowe w upale
    Od: zly <b...@N...fm>

    Dnia Tue, 13 Jul 2010 18:30:09 +0200, Jotte napisał(a):

    > Możliwe, choć to luźno rzucona opinia, bez dowodu.


    Bez dowodu, ale raczej nie opinia, a obserwacja

    > Jednak to jakby kwestia natury psychologicznej, a mnie interesuje
    > arytmetyczna.
    > Mniejsza ilość pracy za tę samą kasę oznacza dodatkową kasę za jednostkę
    > czasu pracy.

    Żle patrzysz. Na koniec miesiąca dostaję przelew. Większy? Nie za bardzo.
    Liczy się realna kasa, a nie procenty. Z nimi można wykombinować sporo. Na
    przykład premia spadła mi z 20 do 14% podstawy, a zarabiam tyle samo :/

    > Mógłbyś chwycić w wymienionych okresach jakąś fuchę, zlecenie, którego w
    > normalnych warunkach nie mógłbyś zrealizować. I będziesz miał jak
    > najbardziej realną dodatkową kasę.

    Ale za dodatkową pracę, więc pewnie wyjdzie na zero. Zakładając oczywiście,
    że fucha się trafi, bo fucha z definicji niejako jest fuchą, a nie stałą
    robotą. A jeśli bardziej by się opłacało łapać fuchy, to po co w takim
    razie etat? Należałoby go rzucić i realizować większe zyski:)


    --
    marcin


  • 49. Data: 2010-07-13 20:38:18
    Temat: Re: godziny nadliczbowe w upale
    Od: "grom@x" <gromax@_USUN_.interia.pl>

    > Zgadza się, ale tym "ktosiem" może być także klient, który się nagle
    > obudził, że z kolei jego odbiorca mówił nie o 25. tygodniu, lecz o 20.
    a nie jest to przypadkiem okazja do przyznania racji klientowi że
    oczywiście skracamy czas o 1/5 pod warunkiem że zostaną także podjęte
    inne decyzje (np 50% wyższych kosztów związanych ze zmianą umowy)


  • 50. Data: 2010-07-13 20:39:42
    Temat: Re: godziny nadliczbowe w upale
    Od: "Jotte" <t...@w...spam.wypad.polska>

    W wiadomości news:1chxvddubxref.dlg@piki.fixed zly
    <b...@N...fm> pisze:

    >> Możliwe, choć to luźno rzucona opinia, bez dowodu.
    > Bez dowodu, ale raczej nie opinia, a obserwacja
    Bez znaczenia. Ważne, że bez dowodu.

    >> Jednak to jakby kwestia natury psychologicznej, a mnie interesuje
    >> arytmetyczna.
    >> Mniejsza ilość pracy za tę samą kasę oznacza dodatkową kasę za jednostkę
    >> czasu pracy.
    > Żle patrzysz.
    Bardzo dobrze patrzę.

    > Na koniec miesiąca dostaję przelew. Większy? Nie za bardzo.
    > Liczy się realna kasa, a nie procenty.
    Liczy się nakład pracy zużyty na zdobycie tej kasy.
    Wolisz na 15 zł robić godzinę czy 45 minut?

    > Z nimi można wykombinować sporo. Na
    > przykład premia spadła mi z 20 do 14% podstawy, a zarabiam tyle samo :/
    To chyba dobrze, mniej zależy od premii?

    >> Mógłbyś chwycić w wymienionych okresach jakąś fuchę, zlecenie, którego w
    >> normalnych warunkach nie mógłbyś zrealizować. I będziesz miał jak
    >> najbardziej realną dodatkową kasę.
    > Ale za dodatkową pracę, więc pewnie wyjdzie na zero.
    A może nie? Znów teza bez żadnego dowodu.

    > Zakładając
    > oczywiście, że fucha się trafi, bo fucha z definicji niejako jest fuchą,
    > a nie stałą robotą. A jeśli bardziej by się opłacało łapać fuchy, to po
    > co w takim razie etat? Należałoby go rzucić i realizować większe zyski:)
    Nie. Etat jest stabilną podstawą utrzymania, nawet jeśli minimalną. Plus
    prawa pracownicze. Pozwala nie martwić się co będzie jutro. Można,
    oczywiście, z niego zrezygnować (mówię o ludziach pracy najemnej, nie o tzw.
    byznesmenkach), ale uważam to za ryzykowne i znam nieco przykładów
    potwierdzających moje stanowisko. Freelancerka jest dobra, ale nie dla
    poważnych ludzi tylko studenterii, co w razie czego do mamusi na garnuszek
    wrócą.
    A fucha jako taka to bardzo fajna sprawa, jeśli się komuś chce.
    Przykładowo - teraz przygotowuję sobie materiały do szkolenia w przyszłym
    tygodniu. W jednej robocie mam urlop. W drugiej jeszcze nie wiem, ale jeśli
    do czwartku nie dostanę konkretnej odpowiedzi i odpowiedniego dokumentu, to
    po prostu od poniedziałku będę na zwolnieniu lekarskim więc i tak zarobię co
    moje.

    --
    Jotte

strony : 1 ... 4 . [ 5 ] . 6 ... 20 ... 24


Szukaj w grupach

Szukaj w grupach

Eksperci egospodarka.pl

1 1 1