eGospodarka.pl
eGospodarka.pl poleca

PracaGrupypl.praca.dyskusjeCzy to szansa dla mnie? › Re: Czy to szansa dla mnie?
  • Data: 2005-01-10 23:22:48
    Temat: Re: Czy to szansa dla mnie?
    Od: "Artur R. Czechowski" <a...@h...pl> szukaj wiadomości tego autora
    [ pokaż wszystkie nagłówki ]

    On 2005-01-10, Michał <n...@s...pl> wrote:
    > Tyle że ja miałem na myśli sprawy typu, spotkać się z jakąś koleżanka itp.
    Koleżanka, knajpa, piwo - samochód odpada :)

    > ;-)... poza tym jak jedziesz gdzieś, musisz być elegancki. Choćby na
    > spotkanie z klientem, nie chodzi mi oczywiście o spotkanie z klientem jako
    > przedstawiciel handlowy a coś na wyższym stopniu... to trzeba jakoś
    > wyglądać. Ja wiem, że np. taki pociąg inter-city to wygląda całkiem,
    > całkiem... ale tramwaje, metra i autobusy?
    Ja pracuję na etat. Takie aspekty mojej prezencji to problem mojego
    pracodawcy. Ja mam wyglądać jak człowiek. Schludnie ubrany, z zastosowaniem
    stosownego dress code. To, jak dojadę to kwestia wtórna. Jak firmie będzie
    zależało na dobrym wizerunku to da mi służbowy samochód, zapłaci za taksówkę
    albo wynajmie limuzynę z szoferem :)

    > Nie wiem co chciałbym w życiu robić... bo to jest łatwe do powiedzenia jak
    > się nigdzie nie pracowało i żyje się marzeniami... Ale generalnie to bardzo
    > odpowiadałaby mi rola pracodawcy, takiego który "wdraża postęp
    > technologiczny w firmach", tzn. zbiera zlecenia na różne prace, które
    > częściowo wykonuje sam a częściowo zleca innym. Takiego pracodawcę ludzie
    > szanują. A mnie bardzo kręci biznes :)...
    Ambitne zamierzenia. Oby Ci się powiodło :)

    > Jeśli uważasz że jesteś w 100% zadowolony z życia...
    Trudno powiedzieć :) Zawsze jest tak, że można coś poprawić, zmienić
    na lepsze. W moim przypadku sporo jest takich rzeczy. Choć z drugiej
    strony... Żałuje złego wyboru tylko w jednym przypadku. A dotyczyło to
    spraw osobistych, nie zawodowych :) Choć na zawodowe miało również wpływ.

    > albo chociaż pod względem zawodowym to opowiedz mi jak Ty doszedłeś do
    > obecnego stanowiska i czym się zajmujesz. Chętnie posłucham także
    > historie tych którzy sukcesu nie osiągnęli a myśleli jak ja...
    Sukces jest pojęciem względnym. A czy moja kariera zawodowa jest
    jakaś spektakularna? Nie sądzę. To raczej wypadkowa dużej ilości szczęścia,
    sprzyjąjących (przez jakiś czas), a potem niesprzyjających okoliczności.
    Ludzi, wśród których się obraca(łe)m. Wyzwań, z którymi się spotykałem.

    No dobra, starczy ogólników. Z góry uprzedzam, że będzie trąciło blogiem. Jak
    ktoś ma alergię, to niech dalej nie czyta.

    Rok 1994. W wieku 20 lat, po skończeniu technikum, poszedłem na studia.
    Najpierw elektronika. Potem, po roku, jeszcze raz podejście do wstępnych,
    tym razem na wymarzoną informatykę. Którą i tak rzuciłem po roku.
    W międzyczasie dwa niewielkie zleconka. Napisanie CRMu dla firmy, a potem
    jego modernizacja.
    Po rzuceniu studiów najpierw praca jako operator/obsługa klienta w kafejce
    internetowej. To w wakacje. Potem pierwsza poważna praca. Administrator w
    instytucie naukowym. Teraz jak o tym myślę, to wydaje mi się to zabawne.
    22letni młodzieniec, który porzucił studia pracujący wśród doktorów i
    profesorów. Miejsce pełne wyzwań. Trochę wiedzy teoretycznej, znikome
    doświadczenie, a tu od razu konkretna praca. Sporo się tam nauczyłem.
    Po jakimś roku przeniosłem się do korporacji jako inżynier drugiej linii
    serwisu. Bardzo dobre warunki do rozwoju, firma szanująca pracowników,
    wysoka kultura pracy, nowe wyzwania. Po pewnym czasie rozstałem się z nimi.
    Do kilku spraw miałem podejście bardziej idealistyczne niż biznesowe.
    Wróciłem do instytutu. Tyle, że tam jednak mój idealizm zaczął dostawać
    kopa. Budżetówka, jak wiadomo, nie grzeszy wysokim wynagrodzeniem. Choć
    udało mi się tam wynegocjować całkiem przyzwoite, jak na ówczesne czasy,
    wynagrodzenie.
    Potem kolejna praca. Około roku. Jako pół na pół administrator/webmaster.
    Potem jeszcze był administrator w dotcomie (jak do tej pory wspominam to
    miejsce najmilej), własna działalność gospodarcza (linux, sieci
    komputerowe), szkoleniowiec (trochę mi teraz tego brakuje, to była całkiem
    fajna praca), programista.
    I w ten sposób, w aurze sukcesu, doszliśmy do roku 2000. Wtedy dostałem
    solidnego kopa w 4 litery. Nieudany związek + recesja. Pracy praktycznie
    nie ma. Duża konkurencja na rynku pracy. Wtedy trochę żałowałem, że nie mam
    dyplomu. 3 lata jakoś przeżyłem. Pojedyncze zlecenia. Pół roku współpracy
    z firmą jako programista. Znów parę miesięcy bez kasy. W 2003 coś drgnęło.
    Praca jako webdeveloper za całkiem przyzwoite pieniądze. 3-4 miesiące temu
    zmieniłem pracodawcę. Finansowo bez zmian, ale za to atmosfera w pracy
    o wiele lepsza. No i zadania ambitniejsze, co nie jest bez znaczenia.

    Czy to jest wg Ciebie kariera człowieka sukcesu? Ja ogólnie jestem
    zadowolony. Gdybym, mając świadomość tego, co się wydarzyło przez te 10 lat
    mógł zmienić swoje poczynania, to pewnie nie wpakowałbym się w tamten
    nieudany związek. Pewnie rozważyłbym decyzję o odejściu z korporacji.
    Ale nie jest przesądzone, że podjąłbym inną decyzję. Zwłaszcza, że jakiś
    czas później firma (przynajmniej na polskim rynku) zaczęła się wycofywać
    z rozwiązań uniksowych a poszła w technologię rodem z Redmond. Pominąwszy
    pierwsze zlecenie (CRM), starałem się od nich konsekwentnie trzymać z daleka.

    W każdym razie, gdybym podjął wtedy inne decyzje to na pewno nie byłbym tym
    samym człowiekiem, którym jestem obecnie. :)

    Wnioski ogólne: bardzo pomogły mi kontakty z ludźmi. Można powiedzieć,
    że lgnąłem do ludzi mających wiedzę i doświadczenie. Mieli oni na mnie
    dwojaki wpływ. Po pierwsze: zaplecze wiedzy. Miałem możliwość pytania ich
    o różne zagadnienia. Oczywiście w granicach przyzwoitości :) Po drugie:
    działanie stymulujące. Ambicja kazała nadrabiać braki w wykształceniu :)
    Szukałem, przynajmniej na początku, wyzwań. Wyzwaniem była dla mnie praca
    wśród naukowców. Podobnie jak potem praca w korporacji. Największe wyzwanie,
    jakie miałem to chyba praca jako szkoleniowiec. Z dwóch powodów. Po pierwsze:
    praca wykładowcy wymaga zupełnie innego kontaktu z ludźmi niż praca
    administratora czy programisty. Po drugie: program kursów był autorski.
    Od firmy, z którą współpracowałem dostawałem ogólne wytyczne dotyczące
    tematyki kursu. Reszta była na mojej głowie.

    Plany na przyszłość? Zakup samochodu - a jednak :), uzupełnienie braków
    w wykształceniu formalnym (jeśli czas pozwoli i motywacji wystarczy).
    No i oczywiście dalszy rozwój. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Życie nauczyło
    mnie nie przywiązywać się za bardzo do planów :)

    Pozdrawiam
    Czesiu

    PS. Jak ktoś doczytał do końca to gratuluję cierpliwości :)
    --
    Reasumując i upraszczając, wysyłanie czegokolwiek do mnie przez internet
    nie jest niczyim prawem, jest przywilejem.
    /Marcin Frankowski, pl.news.mordplik, dyskusja ze spamerem/

Podziel się

Poleć ten post znajomemu poleć

Wydrukuj ten post drukuj


Następne wpisy z tego wątku

Najnowsze wątki z tej grupy


Najnowsze wątki

Szukaj w grupach

Eksperci egospodarka.pl

1 1 1