eGospodarka.pl
eGospodarka.pl poleca

PracaGrupypl.praca.dyskusjeCo to są znajomości? › Re: Co to są znajomości?
  • Data: 2002-11-27 12:07:10
    Temat: Re: Co to są znajomości?
    Od: "Artur Lato" <a...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora
    [ pokaż wszystkie nagłówki ]


    Użytkownik Paweł Pollak <s...@m...pl> w wiadomości do grup
    dyskusyjnych napisał:as0o09$feq$...@c...magma-net.pl...
    [...]
    > No właśnie, brak odpowiedniego nadzoru i zła polityka kadrowa prowadzi do
    > bankructwa. Jak ktoś chce podcinać gałąź, na której siedzi, jego
    > zmartwienie.


    Nie tylko jego zmartwienie, bo największe straty poniosą kontrahenci
    i klienci bankruta.

    [...]
    > Na jakiej podstawie żywisz przekonanie, że prezes banku nie jest wart dla
    > banku kilkaset tysięcy złotych miesięcznie i że ten bank chce zatrudniać
    > kogoś, kto nic nie umie robić?


    No nie, nie spodziewałem się po Tobie takiej naiwności.
    Co oznacza w praktyce "wart dla banku"? A no wart dla siebie
    i innych członków zarządu i rady nadzorczej, z którymi wspólnie
    zapewniają sobie, kosztem tego banku, luksusowe życie
    do końca nie tylko swoich dni, ale również swoich dzieci i wnuków.
    I z p. widzenia ich prywatnych interesów znacznie ważniejsze jest
    maksymalne "wydojenie" firmy zanim zbankrutuje, niż przejmowanie
    się tym, że może zbankrutować. Bo oni będą już wtedy na tyle
    bogatymi ludźmi, że mogą śmiać się z tego, że już nikt nigdy więcej
    nie powierzy im takiej funkcji.
    Właśnie całe draństwo takiego systemu polega na tym, że z jednej
    strony nie są właścicielami, i nie odpowiadają własnym majątkiem
    (pomijam przypadki, gdy można im udowodnić, że działali
    na szkodę firmy, ale przyznanie sobie wynagrodzeń, których
    niby są "warci" pewnie do nich nie należy), a z drugiej
    ciągną z niej zyski nie mniejsze niż prawdziwy właściciel,
    tylko że bez ponoszenia prawdziwej odpowiedzialności.
    Zaś "prawdziwi" właściciele często nawet nie wiedzą, gdzie
    ta ich firma się mieści. Wiedzą tylko tyle, że w ciągu ostatniego
    miesiąca kurs akcji rósł, no to warto było zaryzykować i kupić
    na kolejne dwa tygodnie.
    Jeśli nazywasz górników złodziejami, to zastanawiam się
    jak powinieneś nazwać takich szacownych ludzi biznesu,
    zwłaszcza gdybyś trzymał pieniądze w banku, który zbankrutował
    (m.in. z powodu horrendalnych zarobków kierownictwa).
    (To co piszę na ten temat, to nie są bezpodstawne wymysły.
    Kilka miesięcy temu prasa opisywała wyniki kontroli
    działania "sprywatyzowanych" firm.)
    Oj, coś mi się wydaje, że rozbieżność pomiędzy teorią
    a praktyką jest w przypadku kapitalizmu nie mniejsza
    niż w przypadku socjalizmu :-))

    [...]
    > Porównanie całkowicie chybione. Przy egzaminie na studiach obowiązuje
    proste
    > kryterium: dostaje się ten, kto ma więcej punktów. Pracę dostaje ten, kto
    > przekona pracodawcę. Widzę, że tu jeszcze trzeba obalać kolejny mit, że
    > pracodawca rzekomo ma jakiś (moralny?) obowiązek przyjmowania najlepszego
    > kandydata (=o najwyższych kwalifikacjach). Nonsens. Pracodawca może
    przyjąć,
    > kogo chce, kierując się dowolnymi kryteriami. Ma święte prawo uznać, że
    woli
    > młodą dziewczynę - którą wprawdzie trzeba będzie jeszcze douczyć, ale za
    to
    > zapewni ona miłą atmosferę w pracy (bez seksualnych podtekstów) - od
    > zgorzkniałej baby po pięćdziesiątce czy faceta, który wprawdzie wszystko
    > umie, ale jest skończonym chamem.


    Nie jest chybione, bo dotyczy zupełnie innego aspektu. Kryteria
    przyjmowania nie mają tu nic do rzeczy. Może sobie nawet przyjmować
    kierując się tym, kto ma więcej włosów na głowie. Istotne jest to,
    że szanse (uczciwego) wygrania konkursu gdzie startuje kilkuset
    kandydatów są tak niewielkie, że bezrobotni w końcu się do tego
    zniechęcają i wolą "siedzieć na kanapie", co nie świadczy o ich bierności
    i lenistwie, tylko o trzeźwej ocenie szans. Trzeźwo myślący człowiek
    rzadko gra w toto-lotka, chociaż słyszy, że prawie co tydzień komuś
    udało się trafić szóstkę.


    > > Nie zadekretować, że ma być lepiej, tylko w sytuacji, gdy pracy
    > > nie wystarcza dla wszystkich zdolnych i chętnych do jej wykonywania,
    > > zadekretować jakieś cywilizowane zasady dostępu do niej.
    >
    > Oho, kolejny, który na ekonomii zna się jak papież na środkach
    > antykoncepcyjnych. Można prosić o jakieś szczegóły? Podpowiedz rządowi.


    Wiesz, odnoszę takie wrażenie (m. in. w związku z naszą dyskusją), że
    teoretyczne wiadomości z ekonomii nie tylko nie ułatwiają, ale czasem
    może nawet wręcz utrudniają dostrzeganie jak ten kapitalizm
    działa w praktyce.


    > > Uważam, że obecne bezrobocie można porównać z klęską żywiołową.
    > > Ludzie, tak jak podczas powodzi, tracą mieszkania i dorobek
    > > całego życia (bo muszą go przejadać). A przecież podczas klęski
    > > żywiołowej nie godzimy się na to, żeby jedni zagarniali (albo nawet
    > > kupowali) tyle żywności ile chcą i potrafią, a drudzy umierali z głodu.
    > > A podczas tej klęski takim deficytowym, a jednocześnie niezbędnym
    > > do życia towarem, jest praca. Czyli potrzebny jest jakiś sposób jej
    > > racjonowania.
    >
    > Praca na kartki? Czemu nie, skoro i mięso było na kartki?


    Wyczuwam w tym ironię i aluzję do tamtych "beznadziejnych czasów
    komuny", kiedy wszystko było na kartki. Więc przypominam,
    że w sytuacjach nadzwyczajnych, np. podczas wojny lub innych
    kataklizmów, państwa kapitalistyczne też wprowadzają racjonowanie.
    Bo nawet wtedy się uważa, że życie ludzkie jest ważniejsze od
    "czystości" systemu gospodarczego.
    Niestety, teraz w Polsce (jak chyba w żadnym innym kraju) mamy
    zatrzęsienie zwolenników ortodoksyjnego kapitalizmu, uważających,
    że "świetlana przyszłość kapitalizmu" jest warta ofiar w postaci
    milionów nędzarzy, więc można ich spokojnie poświęcić na ołtarzu
    tej przyszłości. Tylko dlaczego jednocześnie za największe
    zbrodnie komunizmu uważają poświęcanie milionów ludzi
    w imię tamtej świetlanej przyszłości?


    > Bo przecież
    > wprowadzanie takich reform, żeby ani praca, ani mięso nie było deficytowym
    > towarem, jest bez sensu.


    Ależ skąd! Jest to jak najbardziej pożądane, nie wiedziałem tylko, że masz
    pomysł na takie reformy. To może właśnie Ty coś podpowiesz rządowi,
    bo ich ekonomiści dają nadzieję jedynie na zmniejszanie bezrobocia
    w tempie kilku promili rocznie. Akurat dobrze, żeby po kilkunastu latach
    przespacerować się na cmentarz i zawołać: "Panowie wstawajcie,
    mamy już dla Was pracę!".
    To właśnie takie perspektywy roztaczane przez najlepszych ekonomistów
    w kraju podstymulowały mnie, laika, do zastanawiania się, czy w sytuacji,
    gdy nie ma szans na radykalne i natychmiastowe zwiększenie możliwości
    pracy w gospodarce, nie powinno sięgnąć do środków nadzwyczajnych
    i zmusić w jakiś sposób pracujących do podzielenia się pracą (i płacą)
    z bezrobotnymi. Żeby nie było tak, że jeden ma jej tyle, że wpada
    w pracoholizm, a drugi nie może się nawet doprosić minimum
    niezbędnego do przeżycia.

    [...]
    > A propos górników, bardzo mnie zaskoczyła ich samokrytyczna postawa w
    czasie
    > ostatniej demonstracji, kiedy to krzyczeli "złodzieje". Czyżby wreszcie do
    > nich dotarło, że od lat żyją (i to dobrze) na koszt podatników?
    >
    > *5 mld to abstrakcyjna liczba. Policz to tak: na statystycznego Polaka
    wedle
    > ostatniego spisu wypada 130 zł. Jeśli masz żonę i dziecko, Twoja rodzina
    > funduje takiemu górnikowi przynajmniej 390 zł (przynajmniej, bo przecież
    > trzeba by odjąć tych, którzy z tej hojności podatników korzystają). Stać
    Cię
    > na to? Chcesz im płacić? To weź na swoje barki z łaski swojej i moją
    część,
    > bo mnie ani nie stać, ani nie mam ochoty ich utrzymywać.


    Mam nadzieję, że tej naszej dyskusji nie czytają górnicy (zwłaszcza ci
    z kopalni "Wujek"), ani stoczniowcy, którzy kilka miesięcy temu biegali
    po ulicach Szczecina i krzyczeli, że nie mają co dać jeść swoim
    dzieciom. Bo gdyby czytali, to mogli by stracić resztki szacunku
    dla swoich ojców za to, że tak się dali podprowadzić fanatykom
    "czystego kapitalizmu" (i nie pomyśleli o tym, że kapitalizm
    to nie tylko USA, czy Niemcy, ale również np. Południowa Ameryka,
    gdzie policyjne szwadrony śmierci oczyszczają ulice miast
    z wałęsających się bezdomnych dzieci, jak również Polska
    przedwojenna z bieda-szybami, które, jak się okazuje, przeżywają
    teraz "drugą młodość"). Zdaje się, że inny przykład grupy
    społecznej tak "podprowadzonej", to chyba tylko chłopi
    rosyjscy, którzy wyrzynali swoich panów, bo mieli obiecaną
    ich ziemię na własność, a zamiast tego dostali kołchozy.
    Boję się, że gdyby (ci nasi) porównali swoją pozycję "elity PRL-u"
    z rolą nieporzebnych pasożytów w III RP, i uzmysłowili
    sobie, że przecież sami tą nową rzeczywistość wywalczyli,
    czasem nawet z narażeniem życia, to mogłoby im przyjść
    do głowy zrobienie drugiego Sierpnia, tylko tym razem
    w odwrotnym kierunku.
    (Ale, jeśli chcesz wiedzieć, to nie uważam, że należy im się
    utrzymywanie nierentownych kopalń kosztem podatników.
    Należy im się natomiast, tak zresztą jak i wszystkim,
    inna praca, chociaż niekoniecznie w pełnym wymiarze
    - jeśli nie przez stworzenie nowych możliwości pracy
    w gospodarce, to przez właściwy podział istniejących.)

    Pozdrawiam
    Artur















Podziel się

Poleć ten post znajomemu poleć

Wydrukuj ten post drukuj


Następne wpisy z tego wątku

Najnowsze wątki z tej grupy


Najnowsze wątki

Szukaj w grupach

Eksperci egospodarka.pl

1 1 1