eGospodarka.pl
eGospodarka.pl poleca

PracaGrupypl.praca.dyskusjeBrak pracy czy... (długie) › Re: Brak pracy czy... (dłuuuuuuugie)
  • Data: 2002-06-02 16:54:57
    Temat: Re: Brak pracy czy... (dłuuuuuuugie)
    Od: Paweł Pollak <p...@m...ic.com.pl> szukaj wiadomości tego autora
    [ pokaż wszystkie nagłówki ]

    Użytkownik "wiola" napisała w wiadomości
    > Tu również się zgadzam, aczkolwiek mam wątpliwości czy wszystkie forsowane
    > przez nich zapisy są konieczne i pożyteczne dla rynku pracy.

    Musiałabyś podać, co do których przepisów masz wątpliwości.


    > Problem polega na tym , iż tego typu szkolenia są z reguły dość drogie i
    > dla bezrobotnego (szczególnie trwale) stanowiłby dość znaczne nadwyrężenie
    > jego budżetu domowego (o ile takowy w ogóle istnieje). Poza tym kursy te
    pod
    > wzgledem merytorycznym bardzo często pozostawiaja wiele do zyczenia i
    > szczerze wątpie czy po ukonczeniu "szkolenia z gazety" kwalifikacje
    > bezrobotnego b6yłyby cos warte. Pisząc o infrastrukturze miałam na mysli
    > przede wszystkim działalnośc urzędów pracy, które by koordynowały ,
    > nadzorowały treść przeprowadzanych szkolen skierowanych do osób
    > bezrobotnych..

    A na jakiej podstawie opierasz przeświadczenie, że wartość płatnych kursów
    jest niska, a będzie wysoka, gdy będzie je nadzorował urzędnik? Praktyka
    dowodzi czegoś przeciwnego: wolny rynek "pilnuje" lepiej niż urzędnik. Kursy
    nie dające możliwości zatrudnienia nie będą cieszyły się popularnością,
    dopóki bezrobotny sam będzie decydował, na które pójść. Jeżeli będzie
    decydował urzędnik, będzie posyłał na te kursy, których organizatorzy dadzą
    mu łapówkę.

    Co do cen kursów, to powinien częściowo finansować je Urząd Pracy, bo to
    jest aktywna forma zwalczania bezrobocia, niestety u nas przeważają pasywne,
    czyli płacenie za nicnierobienie.


    > > Właśnie o to chodzi, że tych chęci brak albo są czysto deklaratywne. I
    co
    > > wynika z tego, co piszesz? Że jak ktoś ma syndrom wyuczonej bezradności,
    > to
    > > należy go w tym utwierdzać? A może jednak aktywizować?
    >
    > To już była nadinterpretacja mojej wypowiedzi. Oczywiście, że
    > aktywizować!!!!!

    Jaka nadinterpretacja? Przecież pytam, czego miał dowodzić Twój argument. A
    jak można aktywizować człowieka dając mu stały zasiłek? Człowiek jest z
    gruntu istotą racjonalną, więc nie będzie się męczył, jeśli niewiele
    mniejsze pieniądze może mieć bez pracy.


    >A jeśli chodzi o podatki, jedną z funkcji budżetu państwa jest
    > funkcja redystrybucyjna.........

    To, jakiej wysokości mają być podatki i jak dzielone, nie jest już takie
    jednoznaczne.


    > Zgadzam sie, iż Polacy ze swej natury barzdo nie lubią zmieniac miejsca
    > zamieszkania, że przywiązanie do "gnaizdka domowego"jest bardzo silne.
    > A jeśli chodzi o rodzinę, a co jeżeli taka rodzina mieszka w dwoch
    pokojach
    > z 3 dzieci? Mają przyjąć jeszce jedną osobę pod swój dach na co najmniej
    > miesiąć aż do pensji? co jeśli taka osoba wyemigruje za praca, dostając za
    > nią 800 zl/m-c zostawiając zone i dzieci w domu. Zapłaci za pokój, za
    > wyzywienie, jakieś dojazdy. I co mu zostanie , zeby przesłać małżonce?
    > Moglibyśmy hipotetycznymi sytuacjami zbijac swoje argumenty bez końca, ale
    > chyba nie o to chodzi

    Mnożysz przeszkody, które w ogóle nie powstają, bo bezrobotni wcale nie chcą
    przeprowadzać się za pracą (z którym to stwierdzeniem się zgodziłaś). Poza
    tym nigdzie nie jest powiedziane, że szukanie pracy ma być łatwe i
    przyjemne. Pewne koszta trzeba ponieść, choćby narazić się na niezadowolenie
    rodziny, której trzeba posiedzieć na głowie. I jeszcze jedno: dlaczego
    człowiek, który zdecydował się wyjechać za pracą, na rozłąkę z rodziną, ma
    być karany haraczem (podatkiem) na rzecz tego, któremu się nie chciało? Bo
    ja uważam, że ten ekstra podatek, który idzie na nieroba, powinien zostać w
    jego kieszeni, by mógł kupić dziecku zabawkę na osłodę.


    > I bardzo się z tego cieszę, gdyż z wypowiedzi innych osób można by wysnuć
    > wniosek, iż bezrobotni w swej oszałamiającej większości to osoby godne
    > pożałowania. Mam jednak poważne wątpliwości czy w Polsce bezrobotny z
    > zamiłowania to faktycznie dobry interes.........

    To nie interes, to mentalność.


    > Pytałeś w poprzednim poscie jak kształtują się proporcje pomiędzy wolnymi
    > miejscami pracy a iloscia bezrobotnych. Nie mam danych aktualnych,
    > dotyczących calej Polski, ale z tego co znalazłam na śląsku w 1997 roku na
    > jedną ofertę pracy przypadało 37 bezrobotnych (w 95 r. 42 os.)
    podejrzewam,
    > iż w tej chwili relacje te wyglądają, jeszcze gorzej i to na terenie
    całego
    > kraju.
    > :

    Oferty w Urzędzie Pracy a liczba wolnych miejsc pracy to są dwie różne
    rzeczy. Znaczna wolna liczba miejsc pracy z różnych względów nie jest
    zgłaszana do Urzędu Pracy.


    > Zgadzam się, egzemplifikacja nie jest żadnym dowodem, co również
    sugerowałam
    > w swoich postach, ednakże cala dyskusja zaczęła się właśnie od przykładów
    > dotyczących pracowników oraz tez, ze bezrobocia nie ma........Była to dośc
    > jednostronna opinia dlatego wywołała taką burzę od osób pokrzywdzonych
    przez
    > "chlebodawców".
    > Prawda pewnie jak zwykle leży po obu stronach.

    Ta odpowiedź nie wyjaśnia, dlaczego dopiero moje przykłady uznałaś za
    nadużycie i dlaczego wcześniej taki sposób dyskutowania nie wywoływał
    Twojego oburzenia.


    > moim celem było natomiast zwrócenie uwagi na pewne patologie rodzące się
    na
    > rynku pracy właśnie wynikające z obecnie dominującej sytuacji pracodawców.
    > Podejrzewam, że gdyby było na odwrót dużo miejsc pracy mało pracowników,
    > wtedy także sytuacja byłaby niezdrowa (a kto wie czy w wyniku starzenia
    sie
    > społeczęństw takiej sytuacji nie doczekamy)

    Pewna nierównowaga związana, czy to z nadmiarem czy niedoborem pracowników
    będzie zawsze. Ale nie jest to główna przyczyna patologii w Polsce.
    Przyczyną jest socjalistyczny kodeks. Weźmy choćby np. taki mobbing.
    Pracodawca nie może zwolnić pracownika albo go na takie zwolnienie nie stać,
    więc zaczyna szykanować pracownika, żeby ten sam odszedł. Pracownik z kolei
    cierpi z powodu mobbingu, ale nie odejdzie, bo wie, że nowej pracy łatwo nie
    znajdzie. Gdyby pracodawca mógł po prostu powiedzieć "panu dziękuję, proszę
    od jutra szukać sobie nowej pracy", a pracownik wiedział, że w ciągu trzech
    miesięcy znajdzie pracę (a w ciągu tych trzech miesięcy żył z ubezpieczenia
    od bezrobocia - zasiłek jest anachronizmem), problem mobbingu znikłby
    samoistnie. Podobnie, gdy przyczyną mobbingu byłaby nie chęć zwolnienia
    pracownika, lecz skrzywiona osobowość pracodawcy. Pracownik mówiłby
    "dziękuję, rezygnuję" i odchodziłby do innej pracy, teraz może odejść tylko
    na bezrobocie.


    > > To są wygórowane wymagania. Chęć pracy w wyuczonym zawodzie jest
    > naturalna,
    > > ale jeśli tej pracy nie ma, trzeba pójść choćby sprzątać i w tym czasie
    > > dalej szukać. A absolwenci często gęsto wolą pozostać bezrobotni niż
    > przyjąć
    > > pracę, która nie odpowiada ich ambicjom.
    > A tu już drogi Pawle najwyraźniej chciałes mi dopiec, nieladnie,
    nieładnie.

    Dlaczego? Przecież cały czas prezentuję stanowisko, że u nas wcale nie ma
    18-procentowego bezrobocia, tylko wielu bezrobotnym (w tym i absolwentom)
    nie odpowiada oferowana praca czy pensja. No i okazuje się, że mam rację.

    Paweł





Podziel się

Poleć ten post znajomemu poleć

Wydrukuj ten post drukuj


Następne wpisy z tego wątku

Najnowsze wątki z tej grupy


Najnowsze wątki

Szukaj w grupach

Eksperci egospodarka.pl

1 1 1